Codzienność Zuzy kręci się głównie wokół nudnej pracy oraz narzeczonego, z którym od dłuższego czasu bardziej łączy ją przyzwyczajenie aniżeli uczucia. Ale to właśnie Mikołaj wywraca do góry nogami ich idealnie poukładane życie, gdy niespodziewanie zrywa zaręczyny. Zrozpaczona Zuza pod wpływem chwili kupuje bilety na najbliższy lot do Nowej Zelandii, by przez jakiś czas tam popracować oraz spędzić trochę czasu z najbliższą przyjaciółką, Olą. Już pierwszego dnia pobytu poznaje Simona, który niemalże od razu wpada jej w oko i to nie tylko z powodu jego niesamowitej aparycji, ale i obietnicy niesamowitej przygody z rodzaju tych, które przeżywa się tylko raz w życiu.
Chyba jeszcze nigdy mi się nie zdarzyło, bym się aż tak bardzo rozminęła z własnymi przypuszczeniami odnośnie jakieś książki. W sensie, gdy pierwszy raz zobaczyłam okładkę "Styczniowej, letniej nocy" oraz zapoznałam się z opisem, to moją pierwszą myślą było to, że będzie to coś w rodzaju lekkiej komedii romantycznej i to w takiej bardziej lekkiej wersji (w sensie, że bez żadnej większej pikanterii). Tymczasem chyba nie mogę chyba inaczej powiedzieć o debiucie Miki Modrzyńskiej, że w głównej mierze jest to po prostu erotyk. B jakże inaczej można nazwać historię, gdzie bohaterowie bardzo często zrzucają z siebie ubrania i tak naprawdę na tych czynnościach głównie opiera się historia. A od innych książek z tego gatunku wyróżnia się chyba tylko to, że robią to w ładniejszych okolicach przyrody. Serio, jest tutaj tego naprawdę sporo, czego się kompletnie nie spodziewałam. Nie mogę powiedzieć, że akurat to mnie rozczarowało, po prostu nie tego się spodziewałam sięgając po tę książkę. Na pewno plusem jest to, że mimo sporego natężenia takowych scen, to nie są one napisane w żenujący( i niestety bardzo często występujący w erotykach) sposób, bez używania dziwnych określeń na poszczególne części ludzkiej anatomii. Żadne drągi czy maczugi na szczęście tutaj nie występują. Za to na pewno sporym rozczarowaniem są bohaterowie, a przede wszystkim główna bohaterka do której naprawdę ciężko zapałać jakąkolwiek sympatią. Teoretycznie jej największą wadą miało być to, że jest do bólu pragmatyczna i nie potrafi podejmować spontanicznych decyzji, która wreszcie się wyluzuje pod wpływem drastycznych zmian w życiu. Tymczasem Zuza jest po prostu irytująca i dziecinna i to aż do tego stopnia, że w wielu sytuacjach ciężko mi było uwierzyć, że główna bohaterka ma więcej niż dwadzieścia lat, a nie na przykład dwanaście. Zaś Simon to taki typowy facet z erotyka. Z popraną przeszłością, która ciągle gdzieś tam się za nim ciągnie i ma wpływ na jego obecne życie. Z czego jego życiorys jest na tyle dziurawy, że trochę trudno było się połapać z czego tak naprawdę wynikały jego problemy.
Nie ukrywam, że do "Styczniowej, letniej nocy" najbardziej przyciągnęło mnie to, że akcja toczy się w Nowej Zelandii, miejsca kompletnie dla mnie obcego i liczyłam, że ta historia i będzie dla autorki idealnym pretekstem, by wpleść trochę ciekawostek odnośnie życia w kraju, w którym aktualnie mieszka. I tu niestety kolejne, małe rozczarowanie, bo niestety takich informacji jest zaledwie kilka i wydaje mi się, że był tu zdecydowanie większy potencjał, chociażby z racji tego, że główna bohaterka jest tak samo zielona w temacie i wiele aspektów życia w Nowej Zelandii są dla niej czymś nowym.
Jak dla mnie, to "Styczniowa, letnia noc" nie jest niczym innym, jak kolejnym bardzo schematycznym erotykiem, gdzie bohaterowie od razu czują do siebie miętę, chociaż tak naprawdę zdążyli zamienić zaledwie parę słów i nic o sobie nie wiedzą, a ona jest jedynym lekarstwem na wszystkiego jego bolączki związanego z jakże trudną i bolesną przeszłością. I jedyne co wyróżnia tę historię od miliona innych z tego gatunku, to umiejscowienie akcji w Nowej Zelandii i brak gołej klaty na okładce.