„Gorąca krew” Irène Némirovsky to powieść niełatwa w odbiorze. Opowiedziana historia pełna jest niedomówień, znaków zapytania. Nie toczy się rytmicznie, brak w niej dynamicznych dialogów. Wszystko płynie leniwie, a czytelnik zastanawia się dokąd? Jednak im bardziej zbliżamy się do końca, tym bardziej fabuła staje się zrozumiała.
Tak jak w „Francuskiej suicie” mamy w „Gorącej krwi” przedstawiony obraz społeczeństwa francuskiego, które żyje na prowincji. Tyle, że tutaj akcja toczy się przed wybuchem II wojny światowej. Zdawałoby się, że przez to opowieść będzie spokojniejsza, bez ofiar i łez. Jak się okazuje w każdych warunkach ludzie nadal pozostają ludźmi z całym bagażem ich uczuć, cech charakteru i marzeń. Wydarzenia dziejowe jedynie wyostrzają lub budzą drzemiące w nas demony, zamieniając nas w anioły lub bestie. Ale serce nadal pozostaje człowiecze.
Mamy w „Gorącej krwi” zbrodnię. Morderstwo bez śledztwa, choć i tak wszyscy okoliczni mieszkańcy wiedzą, kto zabił, ale (…) Na pewno nikt tutaj nie chce być ciągany po sądach. Jeśli rodzina nic nie zrobi, inni też będą siedzieć cicho. (…) niech sprzedadzą majątek i się stąd wyniosą. Tak będzie lepiej. Spokojniej, bez problemów – chciałoby się powiedzieć.
Mamy w „Gorącej krwi” zbrodnie namiętności i to one są głównym tematem powieści. Małżeństwa nie zawsze zawarte z miłości, zakochania przychodzące nie w porę, zdrada latami trzymana w tajemnicy, kłamstwa, które wychodzą na jaw, samotność i odrzucenie. Bo gdy ma się dwadzieścia lat, ktoś wdziera się w nasze życie. Tak, ktoś obcy, energiczny, skrzydlaty, promieniejący szczęściem, ktoś, kto rozpala naszą krew, burzy nasze życie i odchodzi, znika. Na resztę życia zostaje żal, tęsknota, rozgoryczenie, życie w nieprawdzie albo wracające raz po raz wspomnienia.
Jest w „Gorącej krwi” postać drugoplanowa – Colette, która szczególnie mnie ujęła. Nie wspaniałością czynów, nie szlachetnością charakteru, ale odwagą wypowiedzenia głośno swojego rozgoryczenia. Nie płaczem po kątach, nie cichym cierpieniem, ale pełnym pasji ujawnieniem drzemiących w niej uczuć: Panie Sylvestre, nigdy nikt nie przychodził tu dla mnie… Dopóki nie skończyłam siedemnastu lat, w ogóle o tym nie myślałam. Potem zapraszaliśmy młodych ludzi… Jedni przychodzili z powodu służącej, inni dla córki ogrodnika, która byłą ładną blondynką, potem, jak podrosła Hélène, przychodzili do niej. Tak jest do tej pory. Wcale mnie to nie dziwi. Ale nie chcę, żeby ze mnie kpiono. Proszę mi po prostu powiedzieć, że chce pan spotkać się z Hélène, a wtedy ja sama panu powiem, kiedy jej oczekuję.
„Gorąca krew” została cudem ocalona z zawieruchy wojennej. Przez długi czas znano tylko początek tej historii. Dopiero w 2005 roku odkryto brakującą część powieści w dzienniku pracy twórczej Irène Némirovsky, który Denise Epstein wraz z innymi dokumentami matki przekazała do Instytutu Pamięci Literatury Współczesnej.
Poza recenzją: czytałam powieść w wydaniu Wydawnictwa Albatros i takie oznaczyłam w niniejszym portalu. Dodając cytaty z powieści zauważyłam błąd – jako autorka cytatu pojawia się Charlotte Lamb, również do jej dorobku została przypisana „Gorąca krew”. Myślę, że to wielce krzywdzące dla Irène Némirovsky i błąd zostanie szybko poprawiony.