Lustro lampy nie odbijało światła tak, jak powinno.
Autorka stworzyła bardzo ciekawy świat. Jej sposób opowiadania od razu też odróżnia się wyraźnie w kilku aspektach od "męskiej" fantastyki: jest tu wiele uczuciowości, myślenia co ktoś inny czuje, głaskania i tulenia nie tylko dzieci, ale i jaj... Niekiedy aż, jak na mój gust, przesadnie. Smoki, które zachowują się jak psy - mają ich wygląd (biała sierść (!), mokry nos), psychologię i zwyczaje (gonienie ogona, szturchanie nosem na powitanie itp.) przypominają trochę "Niekończącą się opowieść" Michaela Ende i jego filmową realizacją Petersena. Tamten film był dla dzieci - ta powieść jest dla dzieci i nastolatków. Young adult pewnie jako target... Mimo wartkiej akcji i przemyślanego, fantastycznego świata napotykamy tu sporo naiwności i czułostkowości (zdziwiaczki, pamiętanie o ...smoczych urodzinach, jeśli lecimy wybrzeżem na wschód, to musimy je mieć - jak w Polsce - po prawej stronie, przekupywanie smoka kiełbasą - OK szynką, suchar na szyldzie gabinetu chirurga Grzywy - ale "oskanowanie" wartowników to już był naprawdę niezły żart;), są też sytuacje stricte szkolne, jakie mógłby znać szkolny psycholog. Zamek Magów nie jest co prawda neogotycki, ale atmosfera zabaw ma coś z gimnazjalnego ducha Hogwart. Zastanawiające jest tylko, że obok szkoły jest burdel, z którego korzystają zarówno nauczyciele, jak i niektórzy uczniowie, i że jest w zwyczaju, iż niektórzy mistrzowie wykorzystują chłopców - swoich uczniów (nawiązanie do starogreckich wzorców?) lub tych z przyszkolnego lupanaru. Ani jego nazwa: Ogród, ani określenie pensjonariuszek mianem "kwiatków" nie przysłaniają jego funkcji...To jedyny "ozdobnik", który adresowany jest chyba do nieco starszych czytelników.
Perspektywę "lekarską" wprowadza też poniekąd sama koncepcja posiadania talentu do magii: im większy talent w jednym, tym większe upośledzenie w czymś innym. Dlatego Kamyk jest głuchoniemy, a szkoła magów przypomina trochę ośrodek dla niepełnosprawnych. Zwłaszcza ci odrzuceni, czy niedorobieni młodzi magowie, którzy zostali zebrani przez Miedzianego w Domu Innych Ludzi. Nowym i stosunkowo nietypowym elementem jest też sierściuchowata zwierzęcość smoków, na których projektowany jest zbyt silnie świat ludzkich zachowań. I ten egzystencjalny ból Pożeracza Chmur, który wolałby być człowiekiem - istotą mniej doskonałą. No bo: Po co żyję? Jaki sens ma istnienie przez siedemset lat, gdy pozostawi się po sobie tylko dwoje czy troje szczeniąt i garść kiepskich wierszy? (s.64) Chyba typowy Weltschmerz nastolatków...przynajmniej od czasów Goethego. Ale wśród smoków?!
Mottem z tej książki dla młodych ludzi wchodzących w życie uczyniłbym zdanie: Iluzje nie ranią. Rani wiara w nie. (s.83)