Przy całej mojej sympatii do skandynawskich kryminałów i thrillerów, ostatnio jest ich tyle, że już mi się trochę przejadły. I tu Fabryka Słów przyszła na ratunek, pozwalając mi się zapoznać z powieścią niemieckiej autorki. Hanna Winter osiągnęła sukces już po swoim pierwszym thrillerze, który, mam nadzieję również zostanie u nas wydany. Zachęcona dobrymi opiniami o autorce i seryjnym mordercą w powieści zaczęłam czytać, i muszę wam powiedzieć, że tej książki się nie czyta – ją się pochłania!
Lara Simons właśnie spełniła swoje największe marzenie – otworzyła własną kawiarnię. Niestety, nie było dane jej się długo tym nacieszyć. W noc oficjalnego otwarcia zostaje napadnięta przez seryjnego mordercę, który od dawna już terroryzuje Berlin. Na szczęście udaje jej się uciec, ale napastnik nie odpuszcza tak łatwo. Lara zmuszona jest zostawić swoje życie i przystąpić do programu ochrony świadków. Tylko czy to wystarczy, żeby uchronić ją przed prześladowcą?
Hanna Winter nie funduje nam przydługich wstępów i zbędnych wprowadzeń. Zaczyna brutalnie, wprowadzając napięcie, które będzie nam towarzyszyć do samego końca. Co prawda czytelnik ma swoje podejrzenia, co do tożsamości mordercy, ale za każdym razem, kiedy wydaje nam się, że już rozwikłaliśmy zagadkę, autorka funduje nam taki zwrot akcji, że po raz kolejny stwierdzamy, iż nie wiemy kompletnie nic. To jest chyba najlepsze w tej książce. Od samego początku towarzyszy nam napięcie, i nie opuszcza właściwie do ostatniej strony. Każdy wydaje się podejrzany, w trakcie lektury analizujemy każdy krok wszystkich bohaterów, żeby wyłapać ten jeden szczegół, który zdradzi nam, kim jest morderca. Czy czytelnikowi uda się to, co berlińskiej policji nie udało się przez ostatnie trzydzieści lat? Koniecznie musicie sięgnąć po tę książkę i się przekonać.
Kolejną niewątpliwą zaletą jest narracja trzecioosobowa. Bardzo sobie cenię ten sposób narracji, szczególnie w kryminałach, ponieważ wtedy najczęściej możemy patrzeć na świat nie tylko oczami głównego bohatera, ale też mordercy. Tak jest i tym razem. Dzięki temu możemy cofnąć się w czasie i krok po kroku odkrywać, jakie wydarzenia kształtowały naszego mordercę, jakie miał motywy i jak wybierał swoje ofiary. I tutaj od razu muszę dodać, że autorka naprawdę świetnie sobie ze stworzeniem tego mordercy poradziła. Wszystko jest przemyślane i dopracowane, każdy najdrobniejszy szczegół. A kiedy kolejne kawałki układanki wskakują na swoje miejsce, czytelnik jest pod coraz większym wrażeniem.
Trochę szkoda, że od momentu, kiedy akcja skupia się na Larze, liczba trupów spada, a co za tym idzie, jest też trochę mało thrillera w thrillerze. Więcej makabrycznych scen by nie zaszkodziło, chociaż muszę przyznać, że ich brak autorka zdecydowanie nadrabia poczuciem zagrożenia, jakie odczuwa czytelnik.
„Giń” wzbudza takie emocje, że na drobne niedostatki właściwie nie zwracamy uwagi. Wartka akcja i ciarki na plecach wystarczą, żeby na dobre przykuć czytelnika do fotela, aż do momentu, w którym dobrnie do ostatniej strony. Naprawdę, do odłożenia jej choćby na chwilę trzeba się wręcz zmuszać. Do tego genialne i całkowicie zaskakujące zaskoczenie, no czego chcieć więcej. Czyta się bardzo szybko i z wielką przyjemnością, więc z czystym sumieniem polecam!!