Tak naprawdę po raz pierwszy z "Trylogią Czarnego Maga" miałam styczność w wieku lat dwunastu. Była to szkolna wycieczka, gdy wybraliśmy się do kina. Jak to zwykle bywa, przy okazji odwiedziliśmy centrum handlowe w poszukiwaniu McDonalda i kolega z klasy widząc wystawę jakiejś księgarni zaczął nawijać, że czytał tę książkę i jest świetna, a cała seria lepsza od Harry'ego Pottera. Mówił oczywiście o "Trylogii Czarnego Maga". Początkowo nie zwróciłam na to większej uwagi, gdyż okładka skojarzyła mi się z Wiedźminem (nie pytajcie, dlaczego), którego filmowej wersji nie mogłam jakoś przetrawić w dzieciństwie, co mi do tej pory dokucza. I tak oto zapomniałam o całej sprawie, aż w końcu zrobiło się głośno o "Misji Ambasadora". Wtedy sprawdziłam kilka razy, o czym jest pierwsza część i dowiedziałam się co nieco o autorce, lecz jakiegoś zafascynowania nie było. Lecz gdy w obrót wszedł "Łotr" nabrałam wielkiej ochoty, by przeczytać jakieś dzieło pani Canavan.
I tak oto wreszcie po raz pierwszy w moich rękach znalazła się "Gildia Magów". Nie spodziewałam się, że nastąpi to tak szybko, bowiem jak każdy mól książkowy posiadam dość długą listę "Chcę przeczytać" i mam wrażenie, że rośnie ona szybciej, niż ja czytam.
Jak co roku w Imardinie gromadzą się magowie, by oczyścić ulice z włóczęgów, uliczników i żebraków. Nikt nie przeciwstawia się im, gdyż chroni ich magiczna tarcza. Kiedy tłumy ludzi opuszczają miasto, kilkoro młodych buntowników ciska kamieniami w tarczę. Przez magiczną barierę przedostaje się tylko jeden z nich i dosięga jednego z magów. Jest to wielkim zaskoczeniem nawet dla młodej dziewczyny, która go rzuciła.
Gildia jest nie tylko zaskoczona, ale i zdenerwowana, bowiem oznacza to, że w mieście przebywa nieszkolony mag. Trzeba szybko odnaleźć dziewczynę, nim jej moc wymknie się spod kontroli i zniszczy wszystko wokół, łącznie z nią samą.
Książka ma ponad pięćset stron, a wciągnęła mnie niezmiernie. Nie wiedziałam, że jestem w stanie wchłonąć tyle w jeden dzień. Słyszałam wiele wypowiedzi o powieściach pani Canavan: a to, że pisze ciekawe historie, ale dużo przynudza, a to też, że tworzy wspaniałe fantastyczne światy, albo także, że właściwie, to są książki o wszystkim i o niczym. Ja jestem jak najbardziej pozytywnie nastawiona. Podoba mi się jej styl i moim zdaniem wcale nie przynudza. Trzecioosobowa narracja opowiadała nie tylko o przygodach Sonei, ale też o tym, co się działo w Gildii. Dzięki temu więcej się wydarzyło, a cała akcja była niezwykle ciekawa. Nawet nie zauważyłam, a skończyłam czytać.
Bardzo zainteresował mnie świat wykreowany przez autorkę. W dzisiejszych czasach dość rzadko spotykamy się z literaturą fantasy, bowiem większość pisarzy wykorzystuje rzeczywisty świat dodając do niego elementy magiczne i wymyślone. Tutaj mamy do czynienia z typowym dla fantasy światem - trochę podobnym do naszego średniowiecza. Spotykamy się z podziałem na warstwy społeczne, slangiem ulicznym i prawem, a także różnymi organizacjami, które je nagminnie łamią. Także bohaterowie są realistyczni.
Sonea, jako dziewczyna ze slumsów, nienawidzi Gildii. Nic dziwnego, że nie wierzy w dobre intencje magów. Ma swój własny, wyrazisty charakterem który daje się poznać w każdej chwili. Uparta, nieufna, troszcząca się o przyjaciół, nawet własnym kosztem.
Cery to taki typowy łobuziak. Może mojej sympatii nie zdobył, ale go nie potępiam. W jakimś minimalnym stopniu go lubię. Może to ze względu na rolę, jaka mu przypadła, a może ze względu na jego charakter, który również dawał o sobie znaki. Moim ulubionym magiem jest Mistrz Rothen, co zapewne nie jest dla nikogo zaskoczeniem. Podoba mi się jego sposób bycia, a także to, jak odnosi się do innych. Chociaż wolałabym, żeby był wojownikiem, bo ta dziedzina magii interesuje mnie najbardziej, to polubiłam gościa. Nie wiem o nim dużo, a jednak wydaje mi się przyjazny,
Ta trójka najbardziej zapadła mi w pamięć, choć powinnam jeszcze wspomnieć o Mistrzu Fegunie, Wielkim Mistrzu i Mistrzu Ambasadorze, choć myślę, że ci większą rolę odegrają w drugiej i trzeciej części trylogii. Pierwsza skupia się dużo na poszukiwaniach Soneii, a także drodze do podjęcia decyzji przez nią, ale rozpoczyna też kilka ważnych wątków, które, mam nadzieję, będą kontynuowane w kolejnych tomach.
No i oczywiście mam już wybranego idealnego kandydata na męża głównej bohaterki i skrycie mam nadzieję, że będą razem, choć jeszcze nic na to nie wskazuje.
Bardzo podobała mi się ta książka i z wielką niecierpliwością czekam na okazję, by kupić następne tomy. Polubiłam przygody młodej pani mag i tym samym stałam się fanką samej autorki. Książkę polecam, a teraz zabieram się za wychwalanie pod niebiosa historii miłości Soneii i... Ale ciii! Nic nie powiem!