Imardin to wspaniałe, tętniące życiem miasto, stolica potężnego królestwa, nad którego spokojem, oprócz króla i jego legionów, czuwają także wielcy magowie. Zgodnie z powszechnie obowiązującym prawem, wszystkich ludzi obdarzonych darem posługiwania się mocą gromadzi monopolistyczna Gildia Magów. Wiadomo, że jeśli chce się czarować, można zostać jej członkiem bądź... zginąć. Wszystko wskazuje na to, że sytuacja jest stabilna i nic jej nie może zaszkodzić. A jednak, podczas dość rutynowego pokazu siły magicznej, w trakcie oczyszczania miasta z żebraków i biedoty, staje się coś niezwykłego. Drobna, chudziutka dziewczyna rzuca kamień, który niespodziewanie przebija magiczną osłonę i niemalże zabija jednego z magów. Ten czyn grozi destrukcją odwiecznej równowagi. Rozpoczyna się wyścig z czasem, w którym uczestniczy coraz więcej graczy. Z jednej strony Gildia usilnie stara się namierzyć i przejąć dziewczynę, w której drzemią potężne pokłady mocy, z drugiej ona sama wcale tego nie chce. Jeśli wziąć jeszcze pod uwagę fakt, że nigdzie nie brakuje ludzi chętnych do skorzystania z czyichś umiejętności, dowolnie: legalnie lub nie, staje się jasne, że na biedną Soneę będzie polowało pół miasta. To jednak jeszcze nie wszystko. Odkąd dziewczyna odkryła drzemiącą w sobie moc, nie potrafi już zamknąć bramy do jej źródła. Magiczna potęga, raz w niej rozbudzona, będzie już zawsze próbowała wydostać się na zewnątrz, co może skończyć się nawet zagładą miasta.
Trudi Canavan to pisarka, której polski czytelnik raczej nie ma prawa rozpoznać. A przynajmniej takiego prawa nie miał przed pojawieniem się na sklepowych półkach Gildii Magów. Nie trzeba być licencjonowanym przepowiadaczem przyszłości, by nabrać pewności, że nazwisko Canavan, jeśli nie stanie się powszechnie znane, to przynajmniej nie będzie wywoływało zakłopotania wśród księgarzy. Czemu? To proste jak zaklęcie chodzenia po wodzie: mamy tutaj do czynienia z bardzo dobrze napisaną książką fantasy.
Przyznam szczerze, że początkowo miałem pewne wątpliwości co do tej pozycji. O gildiach i magach naczytałem się już sporo, bo to przecież żaden odkrywczy temat, prawda? Mojego "bazowego", niechętnego nastawienia nie zmieniły też pierwsze rozdziały. Na mój gust wszystko było ciut zbyt naiwne i na milę pachniało pisarstwem kompleksowym, w moim rozumieniu tego słowa, czyli: autor chce, ale nie może albo może, ale boi się. Na szczęście później robiło się coraz ciekawiej, aż w końcu... w pewnym momencie z dużym zdumieniem zorientowałem się, że książka mi się skończyła. Rzadko zdarza mi się równie niepostrzeżenie "zapaść się" w opowieść, a jeśli już mi się to trafia, to raczej przy bardziej epickich dziełach. Gildia Magów w żadnym wypadku zbyt epicka nie jest, to raczej skromna powieść przygodowa, ale napisana ze smakiem i wyczuciem. Garstka bohaterów książki prezentuje ciekawy przekrój postaci: nie brakuje złych i tych, którzy mają dobre chęci, ale kiepskie rezultaty. Oczywiście nie są to głębokie i przeładowane psychologią portrety, ale nie wieje też od nich improwizacją i "łataniem dziur". Pod tym względem zastrzeżeń mieć nie można. Schematyczność postaci, bo od tego nie uciekniemy, jest umiarkowana i nie przeszkadza. W zasadzie każdy z ważniejszych pionków na tej planszy ma swoją charakterystyczną rysę, która nadaje mu cech indywidualnych. Jednym z bohaterów książki jest... magia, choć nie występuje ona w formie spersonifikowanej. Jej wpływ na wydarzenia i rozwój postaci jest zauważalny, a sam sposób jej przedstawienia - w pewnym sensie nawet odkrywczy, choć bez cech rewolucyjnych.
Jak już wspomniałem, początkowo fabuła nie rzuca na kolana, lecz później momentami zadziwia świetną konstrukcją. Nie brakuje w niej logiki i konsekwencji. Nic się nie "sypie", całość trzyma się kupy, a, nade wszystko, jest po prostu bardzo ciekawie. Autorka umiejętnie dawkuje adrenalinę, unika dłużyzn i nie popada w pułapkę zbyt długich i męczących akcji. Wszystko to sprawia, że bardzo łatwo się zapomnieć podczas lektury i stracić niepostrzeżenie kilka godzin życia. Choć, powiedzmy to sobie szczerze, nie są to do końca stracone godziny, bo Gildia Magów to dobry kawałek lektury.
Jest to pierwsza część Trylogii Czarnego Maga i jeśli kolejne odsłony serii będą równie udane, to zdecydowanie opłaca się na nie czekać. Zapowiedzi drugiego i trzeciego tomu są bardzo obiecujące, przede wszystkim wskazują na to, że najprawdopodobniej mamy do czynienia z serią dynamiczną, rozwijającą się. Dla mnie to kolejny dobry powód na to, by poświęcić chwilę czasu na Gildię Magów. Do czego zapraszam.