Czy po przeczytaniu książki macie czasem takie wrażenie, że wszystkie wasze pochlebiające słowa i tak nie oddadzą jej wartości? Tak jest w przypadku tej pozycji. Patrząc na nią, na soczyście czerwoną okładkę, na liczbę stron i tematykę, w moim przypadku nie pozostaje nic innego jak po prostu trząść się z pożądania :) (czy mi się wydaje, czy ja staję się psychiczna?).
O czym więc jest kolejne dzieło Schmitta? O dziejach jednego z największych zbrodniarzy świata. Tu prawda przeplata się z fikcją (dosłownie!), mamy do czynienia z dwoma scenariuszami - tym prawdziwym, w którym Adolf Hitler nie został przyjęty do Akademii Sztuk Pięknych oraz tym wyimaginowanym, w którym jego marzenie się spełniło. Od tej chwili ta pozornie jedna i ta sama osoba przekształci się w dwie: Hitlera oraz Adolfa H.
Losy dyktatora, awanturnika, niedocenionego malarza, człowieka o ogromnym ego, okrutnego, bez pomysłu na życie będą się splatać z historią spełnionego, uczuciowego, znającego swe miejsce na świecie mężczyzny, a zarazem artysty, który nie bał się kochać i być kochanym. Czy to możliwe, żeby jeden człowiek zależnie od decyzji kogoś postronnego był w stanie prezentować dwie skrajne osobowości? A może jednak te dwie twarze Adolfa tak bardzo się nie różniły? Może to my, chcąc usprawiedliwić jego postępowanie szufladkujemy go jako chorego psychicznie dyktatora? A może jednak nasze życie zależy tylko i wyłącznie od naszych wyborów, a nie od zwykłego przypadku? Tak czy inaczej, Schmitt dużo ryzykował pisząc tę książkę. Posunął się bowiem do tezy, że każdy z nas może być Hitlerem. Sam autor pisze tak:
"Dopóki nie rozpoznamy, że łajdak i zbrodniarz kryją się w głębi nas samych, będziemy żyć w pobożnym kłamstwie. Kim jest łajdak? Kimś, kto w swoich czynach nigdy się nie myli. Kim jest zbrodniarz? Kimś, kogo czyny lekceważą istnienie innych. W sposób nieuchronny te dwie siły ciążenia istnieją we mnie, mogę im ulec. "
Napisał także:
"Literatura nie jest celem samym w sobie. Książka powinna prowokować dyskusję, inaczej jest bezużyteczna".
Ta bez wątpienia ją prowokuje. Skłania do głębszych przemyśleń, do wglądu w swoją duszę i zadania sobie pytania "Czy ja naprawdę jestem taki szlachetny za jakiego się uważam?". Ja twierdzę, że Schmitt ma rację. Każdy w jakimś stopniu jest podobny do Hitlera. Wszyscy jesteśmy ludźmi, mamy ojców i matki, mówimy, oddychamy, dokonujemy wyborów. Każdy z nas może zejść na złą drogę, ale to tylko i wyłącznie od nas zależy, gdzie ona nas poprowadzi i kim będziemy w przyszłości. Nikt nie rodzi się dobry, nikt też nie rodzi się zły…
Nie przeczytałam tej książki jednym tchem. Musiałam stopniowo ją odkrywać, czytać powoli, delektować się. Nie jest to lektura na jeden wieczór, nawet nie na tydzień. Ona potrzebuje czasu, odpowiedniego traktowania. Historia musi się ułożyć, przeleżeć w naszym umyśle, żebyśmy zrozumieli przesłanie autora. Swoją drogą dlaczego "Znak" umieścił puentę całej książki na jej odwrocie? Czy to nie czytelnik ma sam do niej dojść? Na szczęście znalazłam u siebie jeszcze kilka innych, głębszych przemyśleń utwierdzając się w przekonaniu, że jeszcze potrafię samodzielnie wyciągać wnioski.