Fantastyka to literatura po którą sięgam obecnie dość rzadko. Powiem szczerze, że nawet nie wiem czemu. Zanim wchłonął mnie świat bookstagrama, taki rodzaj książek towarzyszył mi dziennie. Czy to fantastyka dla młodzieży, czy dla starszych czytelników. Uwielbiałam historie o magii, czarodziejach czy też o bohaterach, którzy zdobywają nowe magiczne umiejętności. Pamiętam jak po przeczytaniu Harrego Pottera, a później Perciego Jacksona zaczęłam polować na kolejne podobne książki, czekając z niecierpliwością aż przyjdą i będę mogła na nowo zatopić się w tych magicznych historiach! I dopóki nie przeczytałam „Kosiarzy” nie wiedziałam, jak bardzo mi tego brakuje. Neal Shusterman stworzył genialny początek cyklu zwanego Żniwami śmierci, który za granicą stanowi prawdziwy bestseller. I ja już teraz doskonale wiem dlaczego, co więcej uważam, że ta książka jest fenomenalna i bezsprzecznie zgadzam się z nadanym jej mianem!
„Niegdyś ludzie umierali naturalnie. Starość była końcem, a nie tylo stanem przejściowym. Istnieli niewidzialni zabójcy nazywani „chorobami”, przez które ciało przestawało działać (…) Istniały ból, cierpienie, rozpacz. (…) Jednak to już za nami, a mimo to pozostała jedna prosta prawda : ludzie muszą umierać.”
I właśnie do tego zadania wyznaczeni zostali Kosiarze. Pomimo tego, że człowiek nie umierał sam, nie znał też dnia ani godziny, kiedy ten właśnie osobnik pojawiał się u jego drzwi. Nie miało znaczenia czy ktoś jest młody, stary, majętny czy biedny. Kosiarz sam wybierał swój „cel” i na swój własny sposób pozbawiał go życia. Były to tzw. „Zbiory”, do których był zobowiązany, a każdy jego wybór musiał zostać spełniony. Gdy pewnego dnia u drzwi rodziny Terranova, pojawia się kosiarz Faraday, Citra jest przekonana, że ten dzień nie skończy się dobrze. Pomimo tego, że ludzie przed Kosiarzami kajają się jak tylko mogą, ona wykazuje odwagę, a jej bezpośredniość zaskakuje obecnego w jej domu żniwiarza śmierci. Odwaga i bohaterskość cechuje również Rowana, który postanawia wesprzeć znajomego ze szkoły, podczas dokonywania na nim zbioru. Oboje wymienionych wyżej bohaterów wykazuje się niesamowitą charyzmą oraz zawzięciem, a ich serce jest niezwykle szlachetne, przez co są idealnymi kandydatami na przyszłych Kosiarzy. Zostają praktykantami samego Kosiarza Faradaya, który bierze ich pod swoje skrzydła i spośród nich zostanie wybrany ten, który otrzyma pierścień i rozpocznie nowe życie jako fatum śmierci. Niestety podczas wiosennego konklawe okazuję się, że wybór miedzy dwójką młodziaków, pociągnie za sobą przykre konsekwencje… Jakie? No tego będziecie musieli dowiedzieć się już z lektury książki, ale wierzcie mi, tak jak i ja, przetrzecie oczy z niedowierzania….
Neal Shusterman stworzył historię, która okazała się niezwykle zaskakująca. Już sam początek wzbudził moje zainteresowanie i z niecierpliwością śledziłam poczynania kosiarza Faradaya. Zaimponowała mi postawa głównych bohaterów, którzy pomimo obaw, twardo szli w zaparte. Wiedzieli czego chcą i co chcą osiągnąć swoją postawą i choć na Kosiarza nie było sposobu, to pomimo wszystko w jakiś sposób stanowili wsparcie dla osoby, której koniec właśnie nadszedł. Po każdym rozdziale, autor „wrzucał” urywki z dzienników Kosiarzy, co podobało mi się ogromnie, bowiem mogłam poznać bliżej ich myśli i podejście do całej sprawy zbiorów. Każdy z Kosiarzy był inny i zostało to tu idealnie zaprezentowane. Ich formy zbiorów różniły się od siebie diametralnie, a każdy z nich wyznawał inne zasady, które raz szokowały, a raz wzruszały do tego stopnia, że mnie samej łza zakręciła się w oku.
Oprócz ciekawej i zaskakującej fabuły, genialnie wykreowanych bohaterów, których nie sposób nie polubić od samego początku, książka zawiera sporo zwrotów akcji, przy których nieraz otwierałam buzie z niedowierzania w to co w danym momencie czytałam. Chyba ze cztery razy pisałam do znajomej, która była już po lekturze książki, z pytaniem „co tu się właśnie odwaliło???” Każda scena wywołała we mnie lawinę emocji, przez które cieżko mi było odłożyć tą książkę nawet na chwilę. Z początku miałam lekkie obawy, bo „Kosiarze” mają ponad 500 stron, ale im bliżej końca, tym ciężej mi było się rozstać z Rowanem i Citrą… No ale jak to mówią, to co dobre szybko się kończy…teraz pozostaje mi czekać na drugi tom „Kosiarzy”, mam nadzieję, że pojawi się już niedługo! Chyba nie muszę dopisywać, że polecam, prawda? ;) Myślę, że moja recenzja mówi sama prze się! Mam rację? :)