Angry God recenzja

Julia Brylewska zachwyciła mnie już swoją cudowną trylogią, którą wspominam do dzisiaj. Kiedy dostałam propozycję zrecenzowania kolejnej książki autorki, otwierającej nową serię, nie wahałam się ani chwili. Wiedziałam już z góry, że będzie to kawał dobrej lektury i nie myliłam się. „Angry God” to dopiero początek, ale jaki ekscytujący!

Zauważyłam, że głowni bohaterowie, a w szczególności mężczyźni, w książkach autorki posiadają swoją mroczną stronę i uważają, że związek nie jest dla nich. Postać Oliviera intrygowała mnie od samego początku. Pewny siebie, pozbawiony emocji i pełen ambicji prawnik, który w ciągu ostatnich lat nie poniósł żadnej porażki. Natomiast Violet to dziewczyna, która właśnie ukończyła studia prawnicze i szuka pracy. Jednakże każda rozmowa w kancelarii kończy się porażką, przez co zaczyna ona tracić nadzieję na pracę w zawodzie. Dzięki swojej przyjaciółce, która wysłała jej papiery do kancelarii, którą prowadzi jeden z najlepszych prawników w Nowym Jorku, dostaje pracę u samego Oliviera Sanclair. Praca w jego kancelarii jest daleka od wyobrażeń Violet. Mężczyzna cały czas rzuca jej kłody pod nogi, które ona jednak sprawnie pokonuje. Dziewczyna wprowadza do kancelarii więcej życia i radości. Czy wspólna praca może przerodzić się w coś więcej?

Uwielbiam romanse, a szczególnie takie, które dzieją się w pracy. Tutaj zostajemy wciągnięci do prawniczego świata, który został świetnie opisany przez autorkę. Stopniowo rozwijający się romans między głównymi bohaterami został opisany z niezwykłą lekkością, powiedziałabym, że czułam to. Czułam to przez kartki, a kiedy tak jest, to znaczy, że autorka odwaliła kawał świetnej roboty. Pojawił się tutaj ogrom emocji, które czułam bardzo dokładnie. Na samym końcu naprawdę się poryczałam, a zdarza mi się to naprawdę rzadko. Sam epilog sprawił, że szeroko się uśmiechnęłam i już nie mogę doczekać się kolejnej części! Czuję, że będzie w niej się działo.

Kolejna książka, która wpisuje się na moją listę ulubieńców.

Ode mnie 10/10⭐️