“Dom na pustkowiu” to książka, która objętościowo nie zrobiła na mnie większego wrażenia (ogromna czcionka, mały format), jednak jej treść okazała się całkiem przyzwoita. Autorka tego niespełna 200-stronicowego kryminału, to kobieta pochodząca z małej bawarskiej wsi, która ukończyła szkołę dla urzędników państwowych niższego szczebla, z zamiarem pracy w urzędzie pocztowym. To zapewne brak doświadczenia w pisaniu oraz niewyćwiczony styl sprawiły, że książka ma bardzo prostą formę, a wydarzenia oraz bohaterowie przedstawieni są jedynie powierzchownie. Jednak, pomimo swej prostoty, opowiadanie wciąga! Autorka doskonale trzyma czytelnika w ciągłym napięciu oraz prowokuje do snucia domysłów na temat tajemniczych wydarzeń, wokół których skupia się cała historia…
… a historia osadzona jest w latach 50-tych XX wieku, tuz po II Wojnie Światowej. Miejscem akcji jest niewielka wieś Tannöd w Niemczech. Jej mieszkańcy to prości ludzie, których życie uzależnione jest jedynie od zmieniających się pór roku oraz związanej z nimi pracy na roli. Wszędzie dookoła pola i lasy, a w zagrodach bydło i trzoda chlewna (przypominało mi to trochę obrazek z “Chłopów” Reymonta :P). Wszyscy się tutaj doskonale znają, a każda nowinka rozchodzi się po wsi z szybkością błyskawicy.
Historia skupia się na rodzinie Dannerów, przez resztę mieszkańców nazywanych najczęściej odludkami i dziwakami. Sami Dannerowie również nie są zbyt przyjacielsko nastawieni do reszty obywateli, dlatego też początkowo nikogo nie dziwi ich nagłe zniknięcie. Jednak po jakimś czasie najbliżsi sąsiedzi Dannerów postanawiają sprawdzić, co takiego mogło się tam wydarzyć. To, co zastają na miejscu przechodzi ich najśmielsze oczekiwania…
W opowiadaniu ciężko jest znaleźć samą autorkę, gdyż cała historia to zlepek krótkich wywiadów z mieszkańcami wioski, którzy wspominają owe wydarzenia, a każde z nich stara się je zinterpretować na swój własny sposób. A więc znajdziemy tu relacje zarówno naocznych świadków tego dramatu, jak i głosy ludzi z dalszego otoczenia, wliczając w to sklepikarkę, wójta, czy proboszcza. Aby rozwiązać zagadkę zbrodni, warto wysłuchać każdego z nich, gdyż po jakimś czasie ich “zeznania” zaczynają się układać w jedną, spójną całość. Co się stało z rodziną Dannerów? Może to jakiś przybłęda wyciął ich w pień i zagarnął dla siebie wszystkie kosztowności? Może jakiś szaleniec chciał się zemścić na starym Dannerze za jego cwaniactwo i drobne oszustwa? A może to sam diabeł przyszedł do tej budzącej postrach rodziny i zakończył ich marny żywot? Tak, czy owak, to, co się działo przez lata za zamkniętymi drzwiami domu Dannerów wykracza poza wszelkie granice zdrowego rozsądku i ludzkiej przyzwoitości. Ludzie widzieli w nich dziwaków i skąpców, jednak to tylko wierzchołek góry lodowej, która kryła przerażające patologie, mające miejsce od lat w tej rodzinie.
Chociaż książka nie zachwyciła mnie ani formą ani wyszukanym stylem, to jednak jej lekkość i prostota, sprawiły, że zapadła mi w pamięć. Polecam, jeśli macie jeden wolny wieczór i nie wiecie, jak go wykorzystać :)