Marek Szymaniak, autor „Zapaści”, przedstawiającej reportaże z mniejszych miast, dzieli się z czytelnikiem refleksjami ich mieszkańców, z którymi wywiady przeprowadzał w latach 2018-2020.
Bielawa, Hajnówka, Kętrzyn, Braniewo, Prudnik, Chełm….. Te i im podobne miejscowości odwiedził dziennikarz i te, jak się okazuje, niezależnie od swojego położenia łączą podobne problemy. Opisywane tu miasta i miasteczka, dawniej tętniące życiem i prężnie rozwijające się po II wojnie światowej, począwszy od lat 90-tych całkowicie zmieniają swój charakter.
Pustoszeją zatrudniające tysiące pracowników fabryki, zmienia się struktura społeczeństwa i zamiera życie. Młodzi, pozbawieni perspektyw na przyszłość, opuszczają rodzinne strony w poszukiwaniu jakiejkolwiek pracy i szans na rozpoczęcie samodzielnego życia. W pustoszejących miastach pozostają emeryci i ci nieliczni, którym udało się znaleźć zatrudnienie u również kurczącej się liczbie pracodawców.
To właśnie z tymi, którzy nie opuścili rodzinnych stron, dziennikarz nawiązuje kontakt i to oni odsłaniają przed nim swoje, czasem kilkudziesięcioletnie historie życia, które na stałe związało ich z mniejszymi miastami.
Kwitnące onegdaj wielkie i liczne zakłady produkcyjno - przemysłowe, których powstanie datuje się jeszcze na lata przedwojenne i które prężnie rozwijają się do końca lat 80-tych nie przetrwały transformacji. Lata 90-te, mające przynieść Polsce tak długo wyczekiwaną przez rodaków wolność, niezależność i dobrobyt, okazują się wielkim rozczarowaniem. Firmy, które do tej pory napędzały życie w miastach upadają i tym samym miasta tracą na swoim znaczeniu.
Ze wszystkich rozmów autora z bohaterami reportaży wyziera rezygnacja i rozczarowanie. Wszechobecne jest też uczucie żalu - to, co budziło nadzieję i miało przynieść lepsze życie, transformacja, po której oczekiwano rozwoju i dobrobytu przyniosły jedynie gorycz, biedę i zapaść miejsc, z którym byli od zawsze związani. Konsekwencje tych przemian, to opisywane przez nich tragedie ludzkie, takie jak rozbite rodziny, upadek małych firm lokalnych, bezrobocie sięgające nierzadko 40%, migracje młodych ludzi i starzenie się społeczności. Ze względu na trudności mieszkaniowe nie jest czymś wyjątkowym mieszkanie dorosłych dzieci wraz z rodzicami.
Wielu mieszkańców, nie widząc innej dla siebie perspektywy emigruje do Anglii lub Niemiec. Niektórzy z nich zostają na stałe, a część, głównie kierowana tęsknotą za rodzinnym krajem wraca, choć nadal nie widzi szans na godne, zaspokajające choćby podstawowe potrzeby życie. Po powrocie znajdują pracę „na czarno”, żyją z drobnego przemytu lub kończą na zasiłkach dla bezrobotnych. Jeden z rozmówców, po upadku dużej, zatrudniającej tysiące osób firmy zauważa: „ Wcześniej nie było nikogo, u kogo w rodzinie nie pracowałby ktoś w zakładzie. Teraz nie ma nikogo, kto nie miałby kogoś za granicą”. Znamienne jest to, z jak ogromnym sentymentem wielu wspomina tłumy pracowników wylewających się z fabryk po zakończeniu pracy. Te żywe fale ludzkie były częścią historii ich miast, dodawały im swoistego kolorytu i sprawiały, że kwitło w nich życie.
Dziś jest inaczej. Michał, student studiów zaocznych dorabia zajmując się przemytem, aby zarobić na studia i wynajem mieszkania. Jola, pracująca jako opiekunka do dzieci bez zakładania własnej działalności gospodarczej, bo inaczej ani jednej ani drugiej stronie się nie kalkuluje finansowo. Mieszkańcy południowej Polski znajdują pracę i dojeżdżają do Czech - tam jest i praca i są wyższe zarobki.
Część reportaży poświęca autor władzy samorządowej, która mocno jest krytykowana przez społeczność lokalną, postrzegającą swoje miasta jako coraz mniej im przyjazne. Zarzucają politykom ignorowanie potrzeb mieszkańców i dbałość wyłącznie o własne interesy. Począwszy od korupcji, poprzez sterowanie lokalnymi mediami, z usuwaniem niewygodnych dla nich włącznie. Wielu bohaterów żali się, że mechanizmy rynkowe w ich miastach nie biorą pod uwagę ludzkich talentów i umiejętności. Że liczą się jedynie koneksje.
Przykładami arogancji władz jest zatwierdzanie projektów, które nie są konsultowane z mieszkańcami. W pogoni za unijnymi środkami na rewitalizację centrów miast bezmyślnie wycinane są rozłożyste lipy i kasztanowce, a puste po nich place zalewane betonem (Krasnystaw). Krytyce poddana jest również bezpodstawna wycinka drzew ze względu na „bezpieczeństwo ruchu drogowego i pieszego”. Bezpieczna i estetyczna (czyli betonowa) przestrzeń publiczna ma stać się wyznacznikiem nowoczesności w ( o ironio!) zapadłych miasteczkach.
Na uwagę zasługuje również reportaż na temat ludności ukraińskiej, licznie zamieszkującej tereny południowo - wschodniej Polski jeszcze przed wybuchem wojny w 2022 roku. Przedstawiony w ciekawy sposób traktuje o wzajemnych stosunkach obu nacji i nastawienia władz samorządowych do Ukraińców. Reportaż wstrząsający, pokazujący jak nieuregulowane sprawy Wołynia, band UPA czy Orląt Lwowskich i Przemyskich rzutują na stosunki pomiędzy tymi dwoma narodami.
Książka Marka Szymaniaka podejmuje ważną tematykę. Mniejsze miasta tworzą duży obszar naszego kraju i choćby z tego względu nadają mu istotne znaczenie. Reportaże, choć że wieją raczej pesymizmem, to naświetlają niepokojące problemy miejsc objętych tytułową zapaścią.
Dobrym uzupełnieniem relacji byłoby zamieszczenie fotografii z omawianych miejscowości. Tego mi zabrakło, ale internet bez zarzutu spełnił tu uzupełniającą rolę.
Chwała autorowi za pracę, dokumentującą ten ważny okres w naszych dziejach. Tego rodzaju reportaże, opowiadane przeżyciami zwykłych ludzi, to interesująca część naszej historii. Ich przekaz, podany w inny niż podręcznikowy sposób może okazać się cenny i ciekawy szczególnie dla młodego pokolenia. Pokolenia, które dorastało w zupełnie innej rzeczywistości niż ich dziadkowie i któremu PRL jawi się dziś jako bardzo odległa przeszłość.