Gdybyście przeglądając listę projektów przebranżawiających bądź mających przysłużyć się rozwojowi waszych kompetencji (nie tylko) zawodowych, trafili na ofertę KURSU OPIEKI NAD DUSZAMI, to uznalibyście, że to: a) przepuszczony przez niedbałego pracownika gigababol B) szkolenie prowadzone przez oszołomów dla jeszcze większych oszołomów c) wielki przekręt i żerowanie na naiwniakach d) super okazja do obycia się trochę z tamtą stroną i poznania tego co nieznane – ?
Ja bym zapewne obstawiała odpowiedź „b” lub „c” i zapisałabym się na zajęcia żeby z czystej ciekawości sprawdzić, jak to będzie wyglądało w praniu. W efekcie nieźle bym się na tym swoim niedowiarstwie i podejrzliwości przejechała. Oj, nieźle… Bo okazałoby się, że obśmiane przeze mnie zajęcia prowadzi najprawdziwsza czarownica, w ławce obok siedzi przystojny demon, a wycieczki „klasowe” na cmentarz, to nie przelewki i wiele może się podczas nich wydarzyć…
Jeśli po tym wstępie zastanawiacie się, o co może w tej książce chodzić, to już spieszę z wyjaśnieniami. Przede wszystkim, to nie jest poradnik! To pierwszy tom przygód Sary, która po powrocie z Zaświatów, musi poukładać swoje życie (również zawodowe) na nowo, więc zaprzyjaźniona Baba Cmentarna wrabia ją w prowadzenie kursu na Wyższej Akademii Nauk w Różanym Lesie (Rosenau). Nasza napędzana hektolitrami kawy bohaterka ma wrodzoną tendencję do pakowania się w kłopoty, więc gdy tylko podejmuje się wyzwania, zaczynają przydarzać się jej dziwaczne sytuacje: coś roztapia jej opony w samochodzie, nawiedza ją duch, mruczący cień buszuje jej w kuchennej szafce, a czarne zwierciadło pokazuje jej to czego wolałaby nie widzieć.
Więcej o tym co i dlaczego dzieje się wokół Sary, wiedzą dwaj inni pracownicy Akademii: wykładowca Meinard (przypominający Damona z „Pamiętników wampirów, tyle, że szpakowaty i nie wampir tylko demon) oraz rektor Bazylii (elegantsza i przystojniejsza wersja Erica Northmana z „Czystej krwi”). Już sama ich obecność dodaje niezwykłym wydarzeniom pikanterii, bo jak się łatwo domyślić, to będzie dosyć wybuchowy trójkącik. Przyznam się wam, że podczas lektury nie byłam pewna, któremu z nich kibicować w staraniach o względy Sary, bo obaj są na swój sposób intrygujący (czyli mam ten sam problem, co bohaterka). A gdy już doszło do tego, że jeden z nich miał więcej „farta”, to nadal nie wiem czy ten właściwy. Trzeba więc sięgnąć po kolejną część by dowiedzieć się, nie tylko co/kto czyha na Sarę, jaką tajemnicę skrywa Akademia, ale i który z przystojniaków ma wobec niej szczersze intencje.
Całkiem dobrze bawiłam się przy tej książce, chociaż – jak wiecie – fanką wyeksponowanych romansowych intryg, nie jestem. Tym razem nie raziły mnie powłóczyste spojrzenia, zaczepne odzywki, obnażone torsy ani roztrzepana, gapowata bohaterka. Jakoś po drodze było mi z jej sposobem postrzegania pewnych sytuacji, pragnieniami i rozterkami. Poza tym zwyczajnie ją i jej różowość polubiłam. Mogłabym się z kimś takim zakumplować – na pewno nie byłoby nam nudo.
„Kurs opieki nad duszami” Pauli Uzarek, to miluchny cozy book. Dla mnie okazała się przyjemną, odprężającą lekturą, która pozwoliła mi na chwilkę zapomnieć o problemach i przenieść się do innej wersji rzeczywistości – takiej z fantastyczną podszewką – w której niezwykłym osobom przytrafiają się niezwykłe rzeczy, a los krzyżuje drogi właściwych (nie)ludzi. Dokładnie takiego książkowego klina potrzebowałam.
[współpraca reklamowa barter]