Dzięki uprzejmości wydawnictwa Muza mogłam zapoznać się z książką francuskiej pisarki Laure Van Rensburg. Powieść "Nikt tylko my" miała swoją premierę przed tygodniem, więc czeka już w księgarniach na swoich czytelników. Byłam jej bardzo ciekawa tym bardziej, że miał być to nastrojowy thriller psychologiczny, wstrząsający, mroczny i gniewny. Opis wydawcy bardzo rozbudził moją wyobraźnię i miałam nadzieję na niepokojącą opowieść przepełnioną grozą, lękiem i odpowiednią nastrojowością. A tymczasem powieść "Nikt tylko my" zupełnie nie spełnił moich oczekiwań i okazał się sporym rozczarowaniem.
Ellie Masterson jest młodą kobietą, która pozostaje w związku ze sporo starszym od siebie mężczyzną Stevenem Hardingiem. Steven jest profesorem, wykładowcą akademickim, który ma słabość do... swoich studentek. Wchodzi z nimi w bliskie kontakty starając się jednak za wszelką cenę zachować pozory. Tymczasem Ellie planuje wspólny romantyczny weekend za miastem. Ma to być sposób na świętowanie, gdyż mija właśnie pół roku od ich spotkania. Kobieta chce spędzić ten czas razem ze swoim mężczyzną w ekskluzywnym domu z dala od ciekawskich spojrzeń innych ludzi. Sielanka jednak nie trwa długo i nim upłynie pierwszy dzień zamienia się w koszmar...
Laure Van Rensburg podjęła w tej powieści ważny temat dotyczący wykorzystywania kobiet, młodych dziewcząt, nastolatek. Przemoc seksualna to najczęściej temat tabu, z którym pokrzywdzone muszą sobie radzić same. Jest to tym smutniejsze, że powieść została zainspirowana prawdziwymi wydarzeniami, które niestety były udziałem samej autorki. Należy także docenić jej odwagę - powrót do traumatycznych wydarzeń boli, a ich opisanie na pewno nie jest sprawą prostą. Laure Van Rensburg to się udało i w ten sposób nie pozostała bierna wobec przeszłości. Ciekawa narracja, prosty język i opisowy styl sprawiają, że książkę szybko się czyta. Obsesja granicząca z obłędem została dobrze i wiarygodnie pokazana.
Fabuła powieści bardzo mnie zainteresowała i muszę przyznać, że początek naprawdę wzbudzał we mnie dreszcz emocji. Miałam nadzieję na coraz lepszy ciąg dalszy. Jednak w miarę rozwoju wydarzeń wszystko się popsuło. Odkąd Ellie zaczęła zamieniać sielankę w koszmar do wydarzeń wkradł się chaos. Miałam wrażenie, że autorce zabrakło pomysłu na rozwinięcie wydarzeń. Działając trochę po omacku starała się doprowadzić zdarzenia do punktu kulminacyjnego, ale prawdę mówiąc słabo to wyszło. Nawet zbliżanie się do finału wypadło jak zabawa "w kotka i myszkę" i nie przekonało mnie zupełnie. W rezultacie opowieść wydała mi się sztuczna i naciągana.
Muszę przyznać, że historia ma ogromny potencjał, ale nie został on wykorzystany. Moim zdaniem zawiodło wykonanie. Lektura pozostawia spory niedosyt i niestety nie pozostanie w mojej pamięci na długo. Bardzo doceniam fakt, że opowieść oparta została na prawdziwych wydarzeniach i napisana została ku przestrodze. Mnie nie usatysfakcjonowała, ale być może komuś z Was Drodzy Czytelnicy przypadnie do gustu.