W 1990 roku miałem 21 lat, polityką się nie interesowałem, a jeżeli już to zachodzącymi wtedy w Polsce zmianami. Nie miałem pojęcia, że na drugim końcu świata toczy się krwawa wojna. Był to czas Wojny Hotelowej, dziwnej cichej wojny rozgrywającej się w townshipach RPA, kilka kilometrów od bogatych białych przedmieść. W latach 1990-1994 kosztowała ona życie czternastu tysięcy ludzi, w większości czarnych, a rozgrywała się pomiędzy zwolennikami komunizującej ANC Nelsona Mandeli a Zulusami z Inkathy i była ostatnim akordem południowoafrykańskiego Apartheidu. Swoją nazwę zawdzięcza hotelom robotniczym w których zakwaterowano sprowadzonych do pracy Zulusów. Hotele usytuowane były w bezpośrednim sąsiedztwie przeludnionych czarnych gett opanowanych przez inne plemiona. Początkowa międzyplemienna niechęć, wzmocniona rywalizacją o miejsca pracy, a potem podniesiona do potęgi na skutek różnic w celach politycznych została wykorzystana przez Białych. Jednych napuszczono na drugich i rozpoczęło się szaleństwo zabijania. Hotele zamieniono w ufortyfikowane twierdze, ulice rozdzielające stały się ziemią niczyja a spacer po nich nazywano „najkrótszą droga do Nieba”. Ktoś kto wszedł na nie swój teren najczęściej płacił za to życiem. Nie rzadkie były również wyprawy zaczepne na teren jednej bądź drugiej strony. W początkowej fazie bronią były kije, noże kuchenne, maczety, zbrojeniowe pręty. Karierę robił „płonący naszyjnik” czyli nasunięta na ramiona opona krępująca ruchy ofiary do której wlewano benzynę a potem podpalano. Z równą zaciekłością mordowano kobiety i dzieci, szczególnie dzieci, nawet te najmniejsze w myśl zasady „Pamiętaj, że z węża zawsze narodzi się wąż”
Wszystkie te okropności działy się o pół godziny jazdy autem od spokojnych dzielnic klasy średniej której mieszkańcy starali się patrzeć zawsze w inną stronę. Oni byli Biali a konflikt był sprawą Czarnych. Świat jednak chciał wiedzieć, dlatego w to piekło wysłano fotoreporterów, czworo z nich, wszyscy przed 30, biali, wywodzący się z klasy średniej, na swoich negatywach uwieczniło tamte wydarzenia. Nazywano ich „Bractwem Bang Bang”. Przyjaźnili się, razem pracowali i razem pili by odreagować stres i strach. Czasami razem ćpali gdy inaczej nie potrafili poradzić sobie ze stresem. Za swoje, boleśnie prawdziwe, zdjęcia zostali nagrodzeni najcenniejszymi nagrodami branży informacyjnej. Dwoje z nich dostało Pulitzera. Jednak zgodnie ze starą zasadą „gdy spoglądasz w otchłań, otchłań spogląda też w ciebie” dwoje z nich zapłaciło najwyższą cenę. Tych dwoje którzy przeżyli po latach opisali wojnę i swoją pracę. Tak powstała wspomnienia „ Bractwo Bang Bang”. Zimny, precyzyjny opis piekła i ludzi którzy chcą to piekło dokumentować, ludzi mających dylematy moralne, być tylko obserwatorem czy zareagować. Jak poradzić sobie z obrazem przemocy który mimowolnie wsuwa się pod powieki gdy zamykamy oczy. Jak fotografować ofiary gdy w kieszeni jest jeszcze film ze zdjęciami katów. Książka jest bardzo mocna. Nie często się zdarza bym po przeczytaniu książki jeszcze dość długo nie mógł dojść do siebie, sam sobie zadawałem pytanie, jak zachował bym się na ich miejscu i nie potrafiłem na to odpowiedzieć. Prócz dylematów moralnych w książce znajdziemy historie powstania przynajmniej kilku zdjęć które przeszły do historii światowej fotografii prasowej. Rzetelnie zrelacjonowano główne wydarzenia Wojny Hotelowej osądzając pracę fotoreporterów historycznych realiach. Istotnym jest też wątek omawiający zgubny wpływ zła na neutralnego wydawać by się mogło widza.
W krajach anglojęzycznych książka ukazała się w dwanaście lat temu, na półki polskich księgarń trafiła przed niespełna miesiącem za sprawą wydawnictwa SQN. Na specjalną uwagę zasługuje również tekst wprowadzający i tłumaczenie. Za obydwa odpowiada polski reportażysta i korespondent wojenny, świadek tamtych wydarzeń Wojciech Jagielski. Książka ilustrowana jest zdjęciami wykonanymi przez bohaterów opowieści lub ich przedstawiającymi. Szkoda, że fotografie które w oryginale powstały jako kolorowe zaprezentowano w czerni i bieli. To jedyny mankament.
Dla mnie, miłośnika fotografii pozycja obowiązkowa, a dla was jeżeli chcecie zrozumieć współczesny świat, poznać najnowszą historię ludzkości, choćby poprzez krwawy epizod a przede wszystkim dowiedzieć się skąd biorą się szokujące zdjęcia umieszczane potem na czołówkach gazet i portali internetowych też