świat przestał istnieć....
Dla mnie...
Bo pognałam odważnie wierząc jakoś naiwnie, że każda głupota owego Rycerza i wszelki jego czyn zostaną …. nie opisane. Bo, co tu dużo mówić. Ów Rycerz miernego oblicza do waleczności miał nazbyt daleko, a jego ukochana Dulcynea – Aldona z wioski obok, która o walecznym niedojdzie nie miała bladego pojęcia – tym dalej. Ale rzecz się stała niebywała i wszyscy oni trafili na pióro dokładnego skryby, samego Don Carvantesa, a ich losy zostały uwiecznione na lata. Wydawać by się mogło, że do klasyki przechodzą ci najznamienitsi, a ten... ten ów.... łamaga o przyłbicy z papieru... Że kto, jak kto, ale nie on. A tu co? Don Kichot i jego giermek okazali się idealnymi postaciami takiego panteonu. I – tu zaskoczę wszystkich, i samą siebie również – niebywały to dla mnie zaszczyt i HONOR, że przygody dzielnego Rycerza z Manchy, jego Giermka i Rosynanta trafiły w moje ręce.
Coś niesamowitego. „Don Kichot” to dosłownie poezja – literatura najwyższego poziomu. Genialna. Porywająca i wręcz otumaniająca. Nie sposób znaleźć właściwe słowa, które idealnie oddadzą jej piękno. Gdyby nie pracowity i skrupulatny Miguel De Cervantes, gdyby nie jego wrodzony talent „piśmienny”, nigdy nie poznalibyśmy losów Don Kichota i jego giermka Sanchy. Ani ich, ani innych bohaterów, katastrof czy incydentów, których nawet mistrz nie zliczy. Wpadki, przypadki, przygody, czy zwykłe lenistwo – wszystko to zamknięte w opasłym tomie. Ale w jakim tomie? Tomiszczu wręcz. W książce, która (UF!) do klasyki już należy. „Don Kichot” to perła literatury. Cervantes zastosował tu plastyczny, ale jakże szarmancki styl pisania. Swoboda ręki i bystrość umysłu oraz nader swobodne poczucie humoru sprawiły, że „Don Kichota” czyta się, jak Baśń z tysiąca i jednej nocy (acz tu raczej z tysiąca i jednej katastrofy rycerskiej). Zasiada człowiek do lektury chcąc w ramach chwili przerwy skubnąć rozdział lub dwa, a tu nagle okazuje się, że sposób się oderwać się. Oszałamia bowiem magnetyzm przygód, przyrody i komizmu. Czytałam, a pomieszczenie, w którym akurat przystanęłam z Błędnym Rycerzem u boku drżało od mojego śmiechu. Ta powieść zasługuje na najwyższe uznanie. Zarówno pod względem dokładności, jak i niebywałej skrupulatności. Autor dosłownie bawi się piórem i ze swobodą tworzy kolejne rozdziały. Wyczuć można, że pisanie ożywia Cervantesa, że stanowi dla niego źródło odskoczni od codzienności. Takich pisarzy szuka się bardzo długo i tylko nieliczni trafiają. Ja należę do szczęśliwców. Cervantes od teraz to dla mnie mistrz pióra i literatury. Ze współczesnych pisarzy nikt mu nie dorównuje – smutna prawda, acz stanowi niepodważalny fakt.
Cervantes to żongler dowcipu i żartu. Powiedzonka, riposty, czy choćby opisy pokracznego zachowania samego Don Kichota, to miód na me serce. To słodycz, która... leczy, zachwyca, rozbawia i otwiera oczy na świat, który aż prosi się o ponowny podbój. Podbój i uwiecznienie na kartach powieści, bo po co porywać się na coś, o czym nikt nie przeczyta? Nie, ponowna wyprawa rycerska musi trafić na pióro co najmniej mistrza Cervantesa. Innego autora nie przewiduję.
Genialna w całym aspekcie tego słowa.
UWIELBIAM
dziękuję sztukater za egzemplarz do recenzji