Kiedy skończyłam Falling fast, czułam, że ta książka była naprawdę dobra, ale czegoś mi w niej zabrakło. Końcówka jednak sprawiła, że poczułam ogromną potrzebę sięgnięcia po tom drugi, który na szczęście miałam już przygotowany na półce. Czy Flying high zrekompensował mi braki poprzedniej części? O tym opowiem właśnie w tej recenzji.
Hailee miała swoją mroczną tajemnicę, o której nie mówiła nikomu – nawet najbliższym. Nikt też nie miał się o niej dowiedzieć, a w szczególności Chase, który sam zmaga się z demonami przeszłości. Jednak im dłużej Hailee przebywała w towarzystwie tego chłopaka, tym mocniej się z nim zżywała. Jej obawy jednak były silniejsze, bo od pierwszego spotkania była przekonana, że go straci. Chase przez całe życie robił to, co wymagała od niego rodzina. Zrezygnował nawet ze swoich marzeń, by uszczęśliwić bliskich. Hailee i jej sytuacja sprawiły, że zrozumiał, co się tak naprawdę liczy. Oboje chcą zacząć walczyć o lepszą przyszłość, ale czy im się to uda?
W poprzedniej recenzji pisałam Wam co nieco o postaci Hailee, którą w tym tomie polubiłam jeszcze bardziej. Przyszła jednak pora na kilka słów o drugim głównym bohaterze, który jest równie sympatyczny i może wzbudzać naprawdę ciepłe uczucia. Chase, bo o nim mowa, to chłopak, który przykuł moją uwagę od pierwszej chwili, kiedy się pojawił. Jest troskliwy, uprzejmy, pomocny i przyjacielski, więc sami rozumiecie – moje serducho zabiło już mocniej. Jego historia i obowiązki, których podjął się ze względu na swoją rodzinę, sprawiły, że zrobiło mi się przykro. Wiecie, Chase chciał robić w życiu zupełnie co innego, a zamiast tego postanowił iść utartą ścieżką i zostać architektem. Jakoś ten wątek mnie tak poruszył i zapadł bardzo w pamięci.
Akcja. Borze szumiący, co tu się działo. W Fallin fast zabrakło mi tej iskry, która sprawiłaby, że zakochałabym się w tej historii na zabój. Flying high oddał mi to z nawiązką, gdyż od pierwszej strony poczułam się niesamowicie wciągnięta i zaintrygowana kolejnymi sytuacjami. Podczas lektury tej części towarzyszyło mi też mnóstwo emocji, a końcówka sprawiła, że nie wiedziałam już, jak się nazywam. Może i brzmi to zbyt przesadnie, ale inaczej nie da się oddać tego, co działo się w mojej głowie podczas poznawania dalszej części historii Hailee I Chase’a.
Po tej książce widać, jak autorka rozwinęła swój warsztat pisarski i jak coraz lepiej idzie jej tworzenie nowych historii. Jestem całkowicie zauroczona tą historią i jednocześnie cieszę się ogromne, że Bianca Iosivoni poruszyła tutaj tak ważne wątki. Niestety nie mogę Wam zdradzić, cóż to za ważna tematyka, ponieważ byłby to już spoiler, a tego nie chcemy. To, co trzeba wiedzieć na pewno to właśnie to, że poruszany temat jest okrutnie ważny i każdy powinien się z nim zaznajomić - nawet jeżeli go on nie dotyczy.
Czy jestem zadowolona z przeczytania tej pozycji? Jak najbardziej. Mam również cichą nadzieję, że powstaną osobne książki poświęcone pozostałym bohaterom tej historii, ponieważ są oni bardzo ciekawi i jestem pewna, że czytelnicy ich pokochają.
Jeżeli Fallin fast też Was nie zachwyciło, to mimo to dajcie szansę Flying high. Być może Wam również dostarczy tyle emocji, ile dostarczyła mnie i również pokochacie tę historię.