"Ten, to twierdził, że czas leczy wszystkie rany, był cholernym kłamcą. Niektóre rany nigdy się nie zagoją. I być może nawet nie powinny. Może potrzebujemy bólu, żeby pamiętać, jak ważni byli dla nas ludzie, których straciliśmy"
Callie decyduje się zrobić niespodziankę rodzinie i wraca do domu wcześniej niż zapowiadała. Na lotnisku spotyka pewnego mężczyznę, który wzbudził jej zainwestowanie, a z drugiej strony wydaje jej się, że skądś go kojarzy. I faktycznie ma rację. Po przybyciu na miejsce, po pewnym czasie również w domu pojawia ten nieznajomy. Okazuje się, że jest to Keith. Jej przyrodni brat i mężczyzna, którego nienawidzi. Callie przez 7 lat go nie widziała, a teraz ponownie pojawia się w jej życiu.
Dziewczyna cierpi, nie potrafi pogodzić się ze śmiercią ojca, nie przepracowała jej. Studiuje medycynę, choć ten kierunek jej w ogóle nie interesuje się. Męczy się, ale jest przekonana, że jej ojciec by tego chciał.
Wraz z pojawieniem się przyrodniego w brata odżywiają jej uczucia. Przed całą tą tragedią, która miała miejsce wiele lat temu dziewczyna była bardzo zainteresowana swoim bratem. Jego powrót powoduje, że zaczynają walczyć w niej dwa uczucia. Czuje nienawiść, ale okazuje się że dalej coś czuję do Keith'a.
Callie jest to naprawdę irytująca bohaterka. Jestem normalnie pełna podziwu, że byłam w stanie dotrwać do końca tej książki. Nie wiem w jakim cudem mi się to udało. Bohaterka jest naprawdę irytująca i głupia, a nawet bym powiedziała, że bardzo egoistyczna. Ja rozumiem, że cierpi po śmierci swojego ojca, ale obarczać za jego śmierć osobę, która w chwili tego wypadku była w praktyce dzieckiem? Do tego doprowadzić do tego, że chłopak musiał się wyprowadzić i przez tyle lat zarówno ona, jak jej siostra go nie widziały. Przez nią jego matka musiała się rozstać ze swoim synem. I jeszcze wypomina siostrze to, że śmiała mu wybaczyć. Dodatkowo, dziewczyna ma jej złe, że ją nie poinformowała, że Keith również się pojawi. Takie same wyrzuty ma w stosunku do swojej macochy. Callie interesuje tylko to co ona chce i myśli.
Na każdym kroku wypomina chłopakowi jak ona go nienawidzi i tak w kółko. Tak przez całą książkę i to było już naprawdę nudne. Z tego względu było mi go naprawdę żal, tym bardziej, że widać, że chłopakowi na niej zależy. Rozumiem, w chwili wypadku miała 13 lat i mogła go nienawidzić, ale dalej po 7 latach, kiedy jest już dorosłą i rzekomo dojrzałą kobietą?
"- Dla mnie umarłeś w dniu, w którym wyszedłeś ze szpitala"
Dziewczyna go nienawidzi, posądza go o śmierć swojego ojca, sprawia mu przykrość na każdym kroku, ale nie przeszkadza jej to pójść z nim do łóżka. Śmieszne prawda? Początkowo miała to być jedna noc, ale okazuje się, że naszej bohaterce ona nie wystarcza. Do tego nie wie co ona chce - raz go przyciąga a raz go odpycha. Mówi mu, że ma się od niej odczepić, nie odzywać się i nie kontaktować z nią, a jak ją słucha to ma focha, że faktycznie ją posłuchał. A najlepsze jest jeszcze to jak oświadcza, że nie tylko wini go za śmierć swojego ojca, ale za to, że ją śmiał opuścić po jego śmierci. No serio? Powiem szczerze, że dawno nie czytałam książki z tak głupią bohaterką.
"- Ty naprawdę tego nie rozumiesz, co? Tamtego lata straciłam nie tylko tatę, ale również ciebie. a teraz śmiesz twierdzić, że to ja uciekłam? Jak możesz? Jak w ogóle jesteś w stanie patrzeć sobie codziennie w oczy?"
Co to bohatera to nie wiem czy go podziwiać, że był taki uparty w stosunku do bohaterki czy taki głupi. Wytrwale stara się przekonać do siebie Callie ignorując jej zachowanie w stosunku do niego.
"- Oboje wiemy, że się oszukujesz – powiedział po chwili Keith. Przeszywał mnie wzrokiem jakby próbował zmusić mi siłą woli do zmiany zdania. - Jedyna różnica między nami polega na tym, że ja jestem gotów zaryzykować, a ty wolisz się ukrywać wypierać prawdę. Ale nie przejmuj się – dodał i cofnął się z uniesionymi rękami. - Od tej pory będę trzymał się od ciebie z daleka"
Jedynymi postaciami, które wzbudziły moją sympatię to była Stella - jej macocha i siostra Callie -Holly. Siostra to była dosyć zabawna postać i liczyłam na trochę większe rozwinięcie jej wątku. A powiem szczerze, że gdyby nie jej postać to tej książki w ogóle nie dałoby się czytać.
Prawie cała książka to wywody głównej bohaterki na temat tego jak ona bardzo nienawidzi swojego przyrodniego brata. Jedyne pod koniec było czegoś więcej odnośnie bohaterów. Jednak jak dla mnie to ciężko w ogóle mówić o jakiejś relacji pomiędzy nimi jak jedyne co robią to chodzą do łóżka. Nie było pomiędzy nimi jakiś konkretnych rozmów i nagle mówimy już uczuciu?
"- Cieszę się. - Jego głos był tak cichy się, że przez chwilę nie byłam pewna czy rzeczywiście go usłyszałam. - Przez kilka godzin niemal zapomniałaś o swojej nienawiści do mnie"
Zakończenie, cóż było bardzo przewidywalne. Prawda wychodzi na jaw i cóż, to też było bardzo przewidywalne. Od samego początku książki.
"Finding back to us" miała być to rozdzierająca serce i pełna emocji książka. Cóż, i tu chyba w tym zakresie bym się zgodziła. Rozdzierająca serce z powodu głupiej bohaterki. A co do emocji to ich nie brakowało. Bohaterka tak była irytująca, że aż miałam ochotę nią potrząsnąć.
"Finding back to us" to książka, którą dosyć długo męczyłam, nawet nie wiem dlaczego. Tym razem zdecydowanie nie polecę. Mam jeszcze na półce drugi tom, ale nawet nie mam zamiaru po niego sięgnąć. Oszczędzę sobie tego cierpienia. Miłego!