„W codziennym ludzkim życiu konflikty między niemożliwymi do pogodzenia zasadami są niestety powszechne, a zawieranie kompromisów lub ustalanie priorytetów to jedyne sposoby wyjścia. Ale historia fizyki mówi nam, że Przyroda naprawdę nie lubi iść na kompromis. Kiedy dwie głębokie zasady fizyki wydają się sobie przeczyć, bardzo często okazuje się, że należy porzucić nie jedną z nich, ale któreś z dotychczas niekwestionowanych założeń tła.Zapytajmy więc, idąc za Albertem Einsteinem z 1905 roku: a co, jeśli zasada względności nadal obowiązuje, a zarazem prędkość światła jest niezależna od prędkości źródła we wszystkich układach odniesienia”. [s.57-58]
Żeby od razy było jasne: jestem człowiekiem chemii. Lubię ją, łapię szybko, ciekawi mnie ona i odpowiada mojej umysłowości. Z fizyką zwykle miałam kłopoty i z tego powodu nigdy za nią nie przepadałam. Darujmy sobie dywagacje, która z nauk jest podstawową, która pochodną i dlatego „jako taka w ogóle nie ma sensu”. Piszę to, żebyście od razu wiedzieli, że ja i fizyka nigdy nie byłyśmy jakoś specjalnie blisko.
Dlaczego to ważne? Ponieważ przychodzę do Was z „Filozofią fizyki” Davida Wallace, z książką dobrą, ważną dla laików i świetnie przetłumaczoną. Uniwersytet Łódzki, a raczej jego Wydawnictwo, wydaje od jakiegoś czasu tak zwaną Serię Oksfordzką. To zbiór niedużych książek, które podejmują ważkie, zasadnicze albo po prostu ciekawe tematy. Autorami zawsze są autorytety w konkretnej dziedzinie, ludzie którzy potrafią jasno wyjaśniać skomplikowane tematy. Znajdziecie w serii i etykę medyczną, i reformację, i teatr, i religię a gospodarkę. Jak widać - zakres tematyczny serii jest imponujący!
Każda z książek z tej serii, które miałam w ręku, także budzi podziw.
„Na rzecz realizmu naukowego przemawiają dwa główne (i powiązane ze sobą argumenty). Oba zaczynają się od wyraźnego stwierdzenia, że nasze najlepsze teorie fizyki naprawdę skutecznie opisują fizyczny świat. […]Pierwszy argument głosi, że w żaden sposób nie da się zrozumieć, dlaczego te teorie są tak skuteczne, jeśli nie przyjmiemy, że są przynajmniej z grubsza poprawne. Czasem nazywa się to argumentem z braku cudów, idąc za spostrzeżeniem filozofa Hilary’ego Putmana, że byłoby cudem, gdyby teorie naukowe naukowe działały tak dobrze, a nie były prawdziwe”. [s.29]
Powiem Wam, to taka ulga czytać dobrze napisaną książkę popularyzującą naukę! Nie tylko dlatego, że od jakiegoś czasu słowa „nauka” i „autorytet naukowy” stały się powodami do szydery raczej niż podziwu i szacunku. Nie tylko dlatego. Wydaje mi się, że to po prostu ciężka praca, to popularyzatorstwo. Specjaliści pewnie nie lubią pisać dla laików, bo co im to niby może dać? Zero punktów, żadna to publikacja, rozpoznawalność także taka sobie. A nie-specjaliści potrafią przekłamać w sposób koncertowy ważkie pojęcia. Nie dlatego, że „taki mają pokrętny plan”, ale dlatego że po prostu pewnych tematów do końca nie rozumieją i trudno im je przybliżać.
No, ale powiem tak: David Wallace ogarnia, rozumie i potrafi pisać dla takich laików jak ja.
A wiecie, filozofia jest skomplikowana, fizyka jest skomplikowana, więc filozofia fizyki…
Nie była to lektura, którą nazwałabym spacerkiem po parku, ale dobra książka - niezależnie od gatunku - zawsze powinna zmuszać nas do czegoś więcej niż składania literek, powinna zachęcać do wysiłku, do myślenia lub mądrego przeżywania.
Książka składa się z sześciu części, które stopniowo nadbudowują wiedzę Czytelniczki/Czytelnika. W związku z tym - są coraz to bardziej skomplikowane, a przez to - ciekawsze.
W trakcie lektury miałam wrażenie, że z autorem docierałam nie tylko do granic nauki, ale i mojej zdolności rozumienia.
Ok, przyznam się: część poświęconą teorii względności czytałam trzy razy i mam wrażenie, że po raz pierwszy mogę powiedzieć, że wiem, czego ona dotyczy. Przy okazji zrozumiałam, jak kilka wcześniej czytanych książek tę teorię spłaszczało. Samo to, że mówimy o niej tylko w kontekście Einsteina, a tymczasem jej zalążki pojawiły się już u… - nie powiem. Przeczytajcie.
Wracając do rzeczy. Sześć części.
Pierwsza poświęcona metodzie naukowej odpowiada na pytanie, co jest nauką? Jak weryfikuje się teorie? Kiedy jedna teoria umiera, a inna przejmuje władzę? W drugiej części zaczyna być widoczne, jak bardzo fizyka jest i zawsze była skomplikowana i jak zawsze była związana z filozofią. Czym jest ruch? Skąd wiemy, że coś się porusza? Układy odniesienia i inercja plus kilka definicji - dobrze wyjaśnionych. Fascynująca jest ta część poświęcona grawitacji! Sami przeczytajcie, jak Wallace tłumaczy dlaczego mówimy, że przestrzeń kosmiczna jest „środowiskiem o zerowej grawitacji”. Standardowo pisze się bowiem i mówi, że w kosmosie nie ma grawitacji, bo Ziemia/inne obiekty o dużej masie są za daleko, by wywierać wpływ grawitacyjny na kosmonautę zamkniętego w orbitującej „rakiecie” czy stacji kosmicznej. Jak pisze naukowiec:
„To bzdura. Ziemia ma promień około 6400 km; Międzynarodowa Stacja Kosmiczna orbituje około 500 km nad nią; przyciąganie grawitacyjne Ziemi w odległości 6900 km jest niewiele mniejsze niż to w odległości 6400 km. Lepiej zrozumiemy dlaczego astronauci nie doświadczają grawitacji, jeśli pomyślimy, że wszystko w statku kosmicznym na orbicie porusza się swobodnie pod wpływem grawitacji, z tą samą szybkością: astronauci, ich dobytek i ściany samego statku kosmicznego. Zatem grawitacja przyciąga astronautę do ściny statku kosmicznego, ale jednocześnie odciąga ścianę statku kosmicznego od astronauty, i to dokładnie w tym samym stopniu. A zatem „zerową grawitację” lepiej nazwać swobodnym spadkiem”. [s.48]
W trzeciej części autor tłumaczy teorię względności. Wyjątkowo smakowity kąsek! Przestrzeń, czas, ruch, jednoczesność, co jest wcześniej, co później i skąd to wiemy? Do uważnego czytania i do smakowania. Na stronie 65 znajdziecie sposób na pomiar prędkości światła w warunkach domowych (do użycia przy założeniu, że macie naprawdę bardzo, bardzo, bardzo dobry refleks. Taki, który pozwoli zatrzymać stoper po 6 nanosekundach)
Kolejna, czwarta część omawia zagadnienia nieodwracalności. Tu wchodzimy w mechanikę statystyczną i dowiadujemy się, co przyjdzie nam z traktowania gazu jak… w zasadzie pewnego rodzaju płynu. Piąta część - wyjaśnia tajemnice fizyki kwantowej, czyli zaglądamy w niej, co dzieje się u kota Schrodingera oraz widzimy równanie, którym jego stan jest opisany. Serio, s. 111. tam znajduje się matematyka do kota i tego bardzo znanego i niełatwego w ogarnięciu doświadczenia myślowego.
„Spieszę się dodać, że według mojej wiedzy nikt faktycznie nie przeprowadził takiego eksperymentu z prawdziwymi kotami!” [s.109]
Ostatnia, szósta część - przedstawia interpretacje fizyki kwantowej. Tę część muszę jeszcze ze dwa razy przeczytać, żeby móc powiedzieć, że wiedzę przyswoiłam tak, jakbym chciała.
„Grawitacyjny wpływ kota na otaczając mnie powietrze lub cząsteczki w moim ciele skutecznie splątuje mnie, ciebie i nasze otoczenie z kotem, niezależnie od tego, czy próbujemy poznać jego stan, czy nie. Spróbuj sprowadzić cokolwiek wielkości kota w stan dwóch-rzecz-naraz, a wkrótce cała nasza planeta, cały Układ Słoneczny znajdą się w stanie dwóch-rzecz-naraz.Ale czym są te dwie rzeczy? Każda jest zdecydowanie zwyczajna: obie są normalnymi stanami Ziemi, różniącymi się tylko tym, czy jakiś nieszczęsny kot żyje, czy zdechł”. [s.131]
Powiem Wam, że jest ogromna radość w wytężaniu głowy. Jest radość w odkrywaniu paradoksów i dochodzenia dlaczego zjawiska te mogą być uznawane za paradoksalne! Jest radość w patrzeniu na znany przykład, który tu, w „FIlozofii fizyki” omawiany jest przez kilka rozdziałów, i który za każdym razem ujawnia więcej, daje coś nowego, nową drobinę wiedzy i zrozumienia. Ot, taki paradoks bliźniąt - opisywany przez Wallace’a równie dokładnie i na równie wielu poziomach jak sławny kot Schroedingera.
Niebywale dobra książka. Dobra w znaczeniu: potrzebna, zawierająca skondensowaną wiedzę, którą każdy chętny może sam dla siebie rozpakować i wchłonąć. Pięknie napisana, kapitalnie przetłumaczona, z doskonałą redakcją, pełną bibliografią i informacjami na temat polskiej filozofii fizyki. Kompaktowa forma, duża moc!
Polecam „Filozofię fizyki” Davida Wallace!
Książkę oceniłam dzięki Klubowi Recenzenta portalu nakanapie.pl