Nowa Atlantyda – wyłowiony z głębin zaginiony ląd został przeniesiony na powierzchnie i starannie ukryty przed ludzkim okiem. Najwyższa technologia i zmilitaryzowany system ma na celu wykształcenie idealnego społeczeństwa. Od najmłodszych lat dzieci są poddawane rygorystycznemu szkoleniu i surowej dyscyplinie, mającym na celu stworzenie „dzieci jutra” – doskonałych jednostek, świetnych żołnierzy. Ale Nowi Atlanci są w stanie posunąć się nawet dalej, byle osiągnąć cel.
Feral jest jedynym ludzkim dzieckiem, któremu udało się przeżyć program bioinżynierii „Chimera”. Jest efektem modyfikacji genetycznej – niestety, nieudanym. W swoim społeczeństwie jest wyrzutkiem.
Pewnego dnia jest świadkiem próby wymierzenia kary na chłopaku z zewnątrz, zwykłemu młodocianemu przestępcy, który miał pecha znaleźć się w niewłaściwym miejscu o niewłaściwym czasie. Zamiast go zatrzymać, Feral podejmuje inną decyzję – staje w jego obronie i zabija swojego zwierzchnika. Tym samym, również stała się zbiegiem.
Ich jedyną szansą jest ucieczka z Miasta. Ale po drugiej stronie czekają ludzie, którzy doskonale wiedzą co się dzieje w Nowej Atlantydzie i jedyne, czego pragną, to jej zagłady.
Nie wiedziałam do końca, czego się spodziewać po tej książce, ale na szczęście, dostałam całkiem oryginalną i dobrą historię. Oczywiście, nie mogłam się powstrzymać przed porównaniami. Na przykład, zmilitaryzowany system Miasta przywodzi mi na myśl Trzynasty Dystrykt, podobnie jak niektóre pomysły mogą przypominać nieco „Igrzyska Śmierci”. Jednak sam klimat powieści był bardziej mroczny i surrealistyczny, trochę jak w „Innych aniołach” czy w serialu „Cień anioła.” Niektóre z elementów w Mieście (zwłaszcza Wielka Dziwność i Harfy) pasowały mi do miasteczka Portero z „Krwawego fioletu”, a same moce i zdolności bohaterów – „Wezwanie” Kelley Armstrong. Tak więc, może się wydawać, że to już wszystko było, ale to nieprawda!
Z początku nie wszystko jest od razu jasne – opisywane półsłówkami, owiane tajemnicą, ujawnianą stopniowo, a nie pomaga w tym wszystkim pędząca akcja. Ale spokojnie, z czasem wszystko staje się jasne i logiczne.
Co do bohaterów – polubiłam Feral. Twarda z niej sztuka a jednocześnie zagubiona nastolatka, którą przecież jest. Ciekawą postacią jest też jej jedyna przyjaciółka – Amber. Telepatka, z pozoru niewinna i słodka, ale potrafi nieźle zamieszać. Crow, chłopak, którego ratuje Feral, również okazał się bardzo interesujący, lecz nie na tyle, by podbić moje serce.
Mamy też wgląd w obóz Cieni – wrogów Nowej Atlantydy – ponieważ historia jest opowiadana z punktu widzenia wielu bohaterów. Z nich tak naprawdę znaczenie ma jedna czy dwie osoby – przede wszystkim Deimos, ich przywódca. Niestety, reszta jest bezkształtną masą.
Nie powiedziałabym, że to paranormal romance, bo wątek miłosny, owszem jest, ale rozwija się bardzo powoli i stosunkowo późno, chociaż znaki, że taki będzie pojawiają się już od początku.
Czyta się bardzo szybko – stron jest dość mało, a rozdziały krótkie. Pierwsza połowa książki była świetna – akcja pędziła, cały czas coś się działo. Niestety, potem wszystko zwolniło i już nie robiło takiego wrażenia. Dopiero pod koniec znów zaczęło się dziać coś ciekawego. Główne wydarzenia dość łatwo przewidzieć, ale te pomniejsze bywały zaskakujące. Samo zakończenie mnie usatysfakcjonowało. W sumie autorka mogła to wszystko ładnie skończyć, ale chyba zapowiada się kolejna część.
Do połowy byłam zachwycona, później trochę mniej, ale w ostatecznym rozrachunku wypada dobrze, w pewnych momentach nawet bardzo dobrze. Jeśli będzie jakaś kontynuacja (na co się zapowiada), z chęcią kupi. Polecam!