Obrońca Rowan recenzja

Max McDaniels to zwyczajny, niewyróżniający się w tłumie dwunastolatek. Pewnego dnia wybiera się razem z tatą do muzeum i dziwny splot wydarzeń sprawia, iż otrzymuje list informujący go o przyjęciu do Akademii Rowan, w której kształci się umiejętności i rozwija talenty wyjątkowych młodych ludzi. Chociaż wszystko wydaje się przynajmniej dziwne, na samym początku pojawiają się niemałe kłopoty, a tata nastolatka niestety musi zostać troszkę okłamany, Max decyduje się zostać uczniem niezwykłej szkoły, poznając całkiem inny, magiczny, piękny, ale też mroczny świat.

Henry H. Neff, który jest autorem jak i ilustratorem serii "Gobelin", w pierwszym tomie zabiera czytelnika do magicznego uniwersum, przedstawiając zasady funkcjonowania samej Akademii, wspominając odrobinę o jej historii, oraz wprowadzając do fabuły zwykłe i niezwykłe postaci (z pewnością od samego początku pokochacie Mamuśkę!).

Już na samym początku nie zabrakło porównań tej książki do osławionego Harrego Pottera. Takie podobieństwa są widoczne- sama postać głównego bohatera jako zwyczajnego chłopca, który nagle otrzymuje list z magicznej szkoły brzmi znajomo, jednak Akademia Rowan z całą pewnością nie przypomina Hogwartu. Nie ma tu różdżek i tradycyjnych magicznych zajęć takich jak eliksiry, wróżbiarstwo czy latanie na miotle. Sam Max też z Harrym Potterem ma niewiele wspólnego, a dodatkowo wydaje mi się, że w kolejnych częściach cała historia potoczy się w zupełnie innym kierunku. Fabuła nie jest wyjątkowo zaskakująca, ponieważ mamy tu klasyczną walkę dobra ze złem. Akcja również nie porywa, jednak obrazowe wprowadzenie w mury Akademii skradło moje serce, a pomysłowość autora bardzo pozytywnie zaskoczyła.

"Obrońca Rowan" to książka która zaintrygowała mnie od samego początku, a będąc po lekturze uważam, że jest to bardzo dobra, przygodowa fantastyka dla dzieci i młodzieży.
Magiczny świat czerpiący siłę z natury bardzo mi się spodobał, dlatego też jeszcze dzisiaj sięgnę po kolejny tom przygód Maxa McDanielsa.