Jak wiecie, lubię książki o wysokim progu wejścia - zasadniczo nie przeszkadza mi to, że autor nie tłumaczy krok po kroku świata przedstawionego i swoich bohaterów. Lubię myśleć i się domyślać, taki charakter. Nie lubię jednak chaosu. Jestem, bez zbędnej skromności, czytelnikiem uważnym. Jeśli więc w trakcie lektury nie mogę połapać się ,,kto z kim, gdzie i jak'' to oznacza, że książka jest zwyczajnie źle napisana.
Tak jest w przypadku ,,Weryfikacji'' tandemu Kafir i Maziewski. Fabuła to jeden wielki chaos przeplatany epizodami chlania i wulgaryzmami, które pojawiają się nie tylko w wypowiedziach bohaterów (co jest jak najbardziej do przyjęcia) ale też w samej narracji (co już pozostawia wiele do życzenia). W dodatku autorzy popełnili dość podstawowy błąd - czasami w trakcie lektury czułam się tak, jakby pewne rzeczy miały być dla mnie tak samo oczywiste, jak dla twórców. A, jak się domyślacie, nie były.
Ale w zasadzie, to właściwie o co chodzi w tej książce?, ktoś zapyta.
Cóż. Blurb całkiem ładnie to reklamuje - władza się zmienia (dlaczego? wybory jakieś były czy coś?) i nowa wierchuszka nie potrzebuje już żołnierzy WSI, czyli Wojskowych Służb Informacyjnych. A nie potrzebuje ich dlatego, że podobno wiedzą za dużo o nowej władzy. Nie dowiecie się jednak, co wiedzą, bo to nieistotne. Istotna jest ta cała ,,weryfikacja'' żołnierzy WSI, którzy mają zostać przeniesieni (albo i nie) do innej formacji.
I gdyby to jeszcze było dobrze rozpisane, to nie czepiałabym się, naprawdę. Ale w książce Kafira i Maziewskiego mamy do czynienia z klasycznym i mało wyrafinowanym zabiegiem polegającym na tym, że nasi główni bohaterowie (należący do uciśnionego WSI, jakżeby inaczej) stoją w opozycji do wyrachowanej, mało sprytnej i najwidoczniej umysłowo upośledzonej Władzy. I chociaż ci bohaterowie nie są idealni, bo mają poważne problemy z kontrolowaniem agresji, alkoholem i łażą po burdelach, to i tak są lepsi od ludzi, którzy są na tyle głupi i krótkowzroczni, że do przeglądania ściśle tajnych archiwów WSI wysyłają byłe nauczycielki geografii z zapadłych wsi, które nie ogarniają instrukcji kancelaryjnej, jeśli chodzi o opisy teczek.
Co więcej - autorzy poszli za ciosem i tak oto wszyscy antagoniści bez wyjątku są głupi, zdradliwi, psychopatyczni, socjopatyczni, wyuzdani, źli, mają powiązania z rosyjskimi służbami specjalnymi i co tylko złego jeszcze Wam przyjdzie do głowy.
Ale czy w takim razie można polubić głównych bohaterów? Na przykład Sztylca? Nie. Przynajmniej mi się nie udało, a wierzcie mi, że próbowałam. Ciężko jednak obdarzyć ciepłym uczuciem postać, której główną cechą jest praktycznie nieprzerwany kac i aromatyczny smród nieprzetrawionego alkoholu, który roztacza się dookoła niej z rana. No, nie mój typ. Co poradzę?
,,Weryfikacja'' mnie rozczarowała. To nie jest ani powieść szpiegowska, ani powieść akcji. Nie jest też kryminałem, albo powieścią psychologiczną o steranym przez życie Sztylcu. ,,Weryfikacja'' jest właściwie o niczym. Zaczyna się w losowym momencie w Gruzji, potem na chwilę zahacza o Białorusinów (i ku mojemu głębokiemu rozczarowaniu wątek ten nie jest kontynuowany, a szkoda, bo zapowiadał się ciekawie), żeby zostać poświęconą WSI i... się skończyć.
Generalnie nie polecam. Zwłaszcza, że całość została napisana językiem potocznym i nawet ładnie skonstruowanymi zdaniami nie można się pozachwycać.
*Książkę otrzymałam z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl