"Niektórzy po prostu rodzą się, żyją i umierają w bajce"
Dawno, dawno temu w pewnym domu wydarzyła się okrutna zbrodnia. Brutalne morderstwo. Wszyscy zginęli, a raczej prawie wszyscy. Jedna osoba bowiem zniknęła i nigdy się nie odnalazła. Co się stało z nią stało? Naczelnik Kilian prowadzący sprawę za wszelką cenę chciał odkryć prawdę, ale do dzisiaj mu się nie udało. Do dzisiaj ta sprawa zajmuje mu myśli, ale dotychczas nie był w stanie odkryć co tam naprawdę się stało. A może teraz mu się to uda? Pojawia się pewna nowa sprawa...
Książka jest pełna fantastycznych stworzeń. Różnych stworzeń. Na wyspie, która kiedyś była kolonia karną mieszkają przeróżne istoty zaczynając od ludzi a kończąc na ograch. Nie brakuje zarówno tych złych, jak i tych dobrych. Nie ukrywam, że momentami się gubiłam w związku z różnymi określeniami istot. Nie ma co się dziwić, że spokój nigdy nie trwa długo. Tym razem również tak jest. A wszystko zaczyna się od zaginięcia pracownika Czarnej Kompanii. Sprawę prowadzi dosyć osobliwa grupa. Naczelnik, jego zastępca, którym jest ogr, ziemowy, pewien bardzo dobrze urodzony młodzieniec i złodziejka, która wyjątkowo została przyjęta do pokojowej warty. Dosyć ciekawa zbieranina, prawda?
"Ciotka jednak nie kłamała. Świat na górze był zły, krwawy i okrutny. A ona nie potrafiła się przed tym obronić. Była słaba i miękka"
Śledztwo w sprawie toczy się powoli, momentami dla mnie za wolno. A przynajmniej początkowo. Chyba głównie ze względu na postać naczelnika. Mam co do niego mieszane uczucia. Poznając go na pierwszych stronach, w momencie morderstwa wyobraziłam go sobie jako osobę, która za wszelką cenę dąży do odkrycia prawdy i która pełni swoją rolę z powołaniem. Cóż, po kilku stronach te moje wyobrażenie zostało zburzone. Zabierając się za śledztwo w sprawie poszukiwania zaginionego mężczyzny, mam wrażenie że gdyby nie jego zastępca i inni to nic by w tej sprawie nie robił. Najlepiej to by siedział na swoim posterunku i czekał, co sam zresztą stwierdził. W ogóle nie śpieszy mu się do jakiejkolwiek działań i nie ukrywam, że początkowo byłam naprawdę bardzo rozczarowana. A z czasem również niewiele się to zmieniło. Mam wrażenie, że mężczyzna zajął się tą sprawą i zaczął robić coś więcej w tym kierunku tylko dlatego, że inni tego od niego oczekiwali. Co więcej, jak dla mnie robił w sprawie tylko to co było konieczne i tylko w takim zakresie, w jakim wszystko zostało mu postawione przed nos. Dla mnie nie było z jego strony żadnej inicjatywy. Do działań w głównej mierze popychał go jego zastępca. W jego przypadku mogę powiedzieć, że to strażnik z powołania, choć nie ukrywam że dosyć naiwny i jeszcze trochę nauki przed nim jest. Od Kiliana nawet większą aktywnością i chęcią wykazał się Luka. Nie mówiąc już o Margo. Dosyć cwanej złodziejce, która jest w stanie wiele się dowiedzieć i wyciągnąć od każdego informacje. W przypadku tych bohaterów nie miałam problemu, żeby od razu ich polubić. Od razu wzbudzają sympatię.
W sprawie pojawiają się ciągle to nowe okoliczności, w tym nowe morderstwa. Z pewnością nie ma co się nudzić. Jak wydaje się,że wiadomo co się dzieje i kto za tym wszystkim stoi to okazuje się, że to wcale takie łatwe nie jest. Śledztwo jest bardzo zawiłe, pojawia się wiele okoliczności i wiele niewiadomych. Bardzo mi się to podobało. Nie brakuje niebezpieczeństwa, zagrożeń i wielu znaków zapytania. Na wyspie źle się dzieje. Głowę naczelnika zajmuje teraz nie tylko sprawa zaginięcia pracownika, ale jeszcze do tego dochodzą niepokojące zjawiska. Ktoś, a może coś zabija zwierzęta w dosyć makabryczny sposób. Mieszkańcy domagają się konkretnych działań. Co zrobi naczelnik? Dlaczego z czasem okazuje się, że wszystkie drogi prowadzą do morderstwa, które miało miejsce kilkanaście lat temu? Czy ma powiązanie z tym co się właśnie dzieje?
"Wszystko, co się stało od dnia zaginięcia Banacha, zdawało się ze sobą zupełnie niepowiązane. Ale taka lawina wydarzeń nie mogła być przypadkowa. Tuż pod nosem naczelnika działo się coś, czego nie rozumiał, ale na wszystkich bogów, dowie się, o co w tym chodzi"
Historia prowadzona jest z dwóch perspektyw. Z jednej strony mamy naczelnika i prowadzone przez niego śledztwo, a z drugiej strony pewną tajemniczą osobę, która od razu wzbudza ciekawość, ale wiadomo od razu kim ona jest. Przynajmniej nie miałam z tym problemu żeby odkryć jej prawdziwą tożsamość. Nie ukrywam, że jej perspektywa chyba bardziej mnie ciekawiła. Od początku była bardziej intrygująca i ciekawsza, może dlatego że jej postać bardziej przypadła mi do gustu. Zakończenie fajne, trochę nieoczywiste, ale z drugiej strony nie zaskoczyło mnie jakoś specjalnie.
"Wzgarda" to książka, która jest mroczna. Już od początku czuć atmosferę mroku, grozy i to mi się bardzo podobało. To moje pierwsze spotkanie z książką, w której nastąpiło połączenie wątku fantastycznego i kryminalnego i mogę śmiało powiedzieć, że to połączenie bardzo mi się podobało. W książce dużo jest o magii, o tym że istniała i coś się z nią stało. Nie wiem dlaczego, ale myślałam że odegra ona to znacznie większą rolę, a jej obecność jest tu wręcz znikoma, a raczej jest obecna tylko poprzez jej wspominanie. Wprawdzie z książką przyjemnie spędziłam czas, ale momentami miałam wrażenie, że było za dużo. Sądzę, że równie dobrze historia mogłaby być znacznie krótsza. Nie będzie to książka, która pozostanie ze mną na dłużej, ale jest fajna i warto się z nią zapoznać. Polecam, miłego!