Dobra historia techniki powinna pokazywać przede wszystkim zaplecze, zarówno sposób dochodzenia do idei wynalazku i jego realizacji, jak i pomyłki czy ślepe tropy. Ainissie Ramirez udało się w dużym stopniu taki cel osiągnąć. „Magia wynalazków. O tym, jak połączyła nas stal, miedź dała głos, a krzem odmienił nasze umysły” (*) dostarcza sporo kulturowo-społecznego kontekstu dla XIX i XX-wiecznych wynalazków. Opowieści autorki płyną ciekawą formą, gdzie garść formalności dopełnia pogłębiony ludzki punk odniesienia. Trochę doskwierał mi ‘amerykocentryzm’. Perspektywa znanych postaci została zrównoważona mniej znanymi historiami. W jednym przypadku potrzeba równowagi zaprowadziła doktor w niepotrzebny zaułek. Ostatecznie, to warta uwagi książka.
Główna myśl formująca tekst Ramirez, to skupienie się na wymiarze ludzkim wynalazków. Chodzi zarówno o konstrukcję psychiczną każdego bohatera jak i motywacje do działania. W kilku przypadkach dodała bardziej osobisty, choć wciąż ciekawy komentarz skupiony na konsekwencjach. Czasem nam umyka fakt, że nadmiar światła sztucznego ‘ogłupia melatoninowy cykl ’, a mieszkańcy Kalifornii naprawdę w panice podczas blackoutu dzwonili na numery alarmowe, bo uznali niewidzianą wcześniej Drogę Mleczną za chmurę niebezpiecznego gazu (str. 201-202). Wynalazki istniejące w umysłach (telefon, telegraf, fotografia, żarówka) przeplatają się z niemniej rewolucyjnymi, choć schowanymi za oczywistością (produkcja stali, kryształy piezoelektryczne, tranzystor). Za wieloma z tych inżynieryjnych nowości stała potrzeba, przypadek czy solidnie zdiagnozowany i realizowany plan.
Pewien kłopot mam z rozdziałem „Chwytanie” dotyczącym rozwoju fotografii, głównie chodzi o kliszę fotograficzną, techniki wyzwalania migawki i standardy fotografii kolorowej. Ciekawy wstęp z opisem procesu ustalania, że koń w biegu odrywa od podłoża wszystkie nogi i walki starego pastora z potentatem Kodak o pierwszeństwo patentowe, zostały zdeformowane przez ‘walkę nie normatywnych odcieni skóry’ o poprawę balansu bieli i chemicznej struktury klisz, by oddać lepiej jakość sylwetek Afroamerykanów na zdjęciach. Samo zjawisko dezawuowania przez korporację słusznych protestów i opis ostatecznej grupy nacisku (str. 160 – fascynujący fragment, jak producenci czekolady wymusili zmianę w procesie produkcji klisz) wpisuje się w społeczny wymiar wynalazków. Jednak walka polityczna z Polaroidem, który w RPA wspierał pośrednio apartheid, bo jego aparaty wykorzystywano do szybkiego spisywania i monitorowania rdzennych mieszkańców (str. 165-174), zupełnie nie pasuje do pozostałej narracji książki. Ten fragment po prostu nie ma nic wspólnego z techniką, co nie zmienia faktu, że jest ważny. Warto też podczas lektury uważać na historyczne skróty doktor, bo jednak religijny wymiar wojny krymskiej był raczej pretekstem a nie przyczyną jej wybuchu (str. 57).
Obiektywnie należy zaznaczyć, że okres o którym opowiada Ramirez, czyli w zasadzie: druga połowa XIX w. – pierwsza połowa XX w., to ogromy sukces gospodarczy USA. Wynalazczość wtedy w tym kraju eksplodowała innowacjami globalnymi. Jednak upomnę się o Europę, która pojawiła się zbyt zdawkowo przy opisie wynalezienia penicyliny, odkrycia elektronu i pewnej aktywności w służbie czasu. Ten ostatni element, to piękna opowieść o kobiecie, która przez kilka dekad codziennie wędrowała do Greenwich, synchronizowała rodzinny chronometr i ‘roznosiła’ aktualizowany czas klientom. Bardzo mocno ta historia zapada w pamięć, jak kilka innych, których nie zdradzę (na zachętę – jest też o cieście, które piekła kobieta w żaroodpornym szkle). To w jakimś sensie próba odtworzenia realiów z końca XIX wieku, ale jednocześnie namysł nad zmiennością dostępnych wytworów inżynierii, z których od stuleci korzysta ten sam człowiek; istota z pasjami, z potrzebą odkrycia tajemnic stopów metali, właściwości elektrycznych materiałów czy kryształów. Liczne konflikty wielkich przemysłowców z pracującymi samotnie na poddaszu fascynatami, którzy czasem nawet nie definiowali celu przez bogactwo, pokazuje potencjał który ma każdy.
„Magia wynalazków” to dość specyficzny wybór tematów, zupełnie nie pretendujący do całościowego opisania zjawiska – od epoki elektryczności do epoki elektroniki. To interesująca kolekcja, w której zamiast wielkiej machiny zmian, dostajemy skupienie się na osobistym wymiarze. Zamiast akcentowania konsekwencji w modelu przyczyna-skutek (który jakoś się pojawia w przypadku kolejnych udoskonaleń przesyłana i rejestrowania dźwięku), śledzimy błysk geniuszu, lata wyrzeczeń, wielkie marzenia i czasem gorycz porażki. Wyszła z tego ciekawa lekcja, która może umykać w epoce, którą autorka opisała tak (str. 317):
„Procesor komputera wzorowano pierwotnie na ludzkim mózgu, ale obecnie to my coraz bardziej przypominamy swoje komputery.”
DOBRE – 7/10
=======
* Dość dziwnie wydawca zmienił tytuł oryginału „The Alchemy of Us: How Humans and Matter Transformed One Another”. Być może tłumaczenie nie jest gorsze, ale deformuje trochę sens. Szkoda, że ważne w angielskim słowo ‘przekształcenie/odmiana’ sprowadzone zostało przez Copernicus Center Press do krzemowej rewolucji. W samej książce jednak dominują wcześniejsze udogodnienia życia.