Eragon, książka która swego czasu pobiła popularnością w kilku krajach, serię o młodym czarodzieju, maltretowanym przez złe wujostwo, który nosił z dumą logo Opla na czole (wiecie o kogo mi chodzi :) Książka nad którą peany piały liczne czasopisma takie jak: Newsweek Polska, Popcorn (xD) czy Wprost. W zasadzie, dlatego że, książkę napisał nastolatek - Christopher Paolini, który w wieku 15 lat zaczął pracę nad tą powieścią. Więc... mamy tu do czynienia z literaturą pisaną przez nastolatka dla nastolatków. I dla tej grupy wiekowej, jest to odpowiednia książka, która może zachęcić do dalszego poznawania gatunku fantasy. Tak jak zresztą zrobiła ze mną, ponieważ otrzymałem tą książkę w prezencie, w wieku... jakby to dziś powiedziano, za czasów gdy gimbusem byłem, a może ciut wcześniej? A opisuję ją teraz, właśnie z tego powodu - bo wprowadziła mnie do świata fantasy.
To o czym ten cały Paolini pisał? Wyobraźcie sobie, że w wiosce o jakże uroczej nazwie Carvahall, na kontynencie zwanym Alagaesią, nieopodal gór o jeszcze bardziej uroczej nazwie Kościec. Żył sobie chłopiec który miał na imię, uwaga, bo to będzie spore zaskoczenie - Eragon, piętnastoletni myśliwy. Gdy był w trakcie kolejnej wyprawy, zniechęcony brakiem zwierza, pragnie wrócić. Niestety, błysk światła pokrzyżował mu plany, błysk który był efektem pojawienia się dziwnego niebieskiego kamienia, jak się później okazało - smoczego jaja. Nasz bohater o tym nie wiedział, i wziął sobie kamyczek do domku, bo ładny. I tak sobie jajo leżakowało... aż wykluł się mały jaszczur ze skrzydłami. Smoczek nazwany został Saphirą, rósł sobie rósł... i dożyłby późnej starości w Carvahall (o ile można mówić o starości smoków, przecież są nieśmiertelne...) gdyby nie pojawiły się Ra'zacowie, prastara lasa polująca na ludzi, wynajęta przez złego króla, nomen omen też posiadacza swojego jaszczura... troszkę większego... no... dwusetletniego, by sprawdzały wszelkie pogłoski o smoczych jajach. A te jak na dobrych terrorystów przystało, zniszczył dom Eragona i jego wuja, na szczęście smokowi nic się nie stało, bo ten był z Eragonem daleko... Gdy bohater widzi na własne ocza zgliszcza postanawia wyruszyć by dokonać zemsty...
Więc mamy już: złego króla, smoki, motyw zemsty, a później rebeliantów, krasnoludy, elfy i tak dalej... Autor czerpie garściami z motywów które przejawiały się w innych utworach, często w pozycjach zaliczanych do absolutnego kanonu fantasy (w paru miejscach to aż się chce powiedzieć - no zrzyna chłopak z Tolkiena!, albo gdzieś już to czytałem...) Cóż... nie wiem czy to było celowe, czy może po prostu w dzisiejszych czasach przy tylu utworach, ciężko nakreślić coś czego nigdzie do tej pory nie było, ja tego nie chcę oceniać, bo nie jestem osobą na tyle kompetentną. Świat przedstawiony jest bardzo bogaty, liczne rasy rozumne: standardowo ludzie, elfy, krasnoludy i smoki, ale także ra'zaacowie (coś co przypomina delikatnie Nazgule z WP ;) dodatkowo każda z tych ras ma swoje miejsce zamieszkania (elfickie lasy, krasnoludzkie góry...) a także swoje własną kulturę, język, a także filozofię, historię i religie... no nieźle... : )
Język jest bardzo prosty, nawet prostszy od tego w sadze o czarodzieju ze znakiem Opla na czole. Jest on na tyle prosty, że swego czasu nasze ukochane Ministerstwo Edukacji, postanowiło zrobić z tej książki... lekturę szkolną, jednej z ostatnich klas podstawówki, albo pierwszej gimbazy. Oni chyba serio chcą zabić czytelnictwo w tym kraju. Ups, mała dygresja się wdała. Mimo swojej prostoty, a także drobnych wpadek w stylu, które wszak można wybaczyć młodemu autorowi, język ma swój urok, tkwiący właśnie w tym nieskomplikowaniu.
Książka jest łatwo przyswajalna ze względu na jej jednotorowość. Akcja toczy się w oparciu o wydarzenia związane z jednym bohaterem, nie mamy tu kilku bohaterów głównych. A propo postaci, to są one... proste (tak, wiem - powtarzam się :) Nie ma tu charakterów o wielu odcieniach szarości, jest tu raczej czerń i biel, szarość zostanie dodana w następnych częściach tetralogii, podobnie jak wielotorowość - wszak styl i polot ewoluuje, podobnie jak mięsień wciąż używany rozwija się.
Nie jest to książka idealna, nie jest oryginalna, nie posiada jakichś górnolotnych, kilkunastostronicowych opisów zboża falującego na wietrze w pochmurną noc. Bo ona nie taka miała być, ona miała być zaproszeniem do świata fantasy dla młodego czytelnika. A dla starszego... w sam raz na odpoczynek od tych wszystkich super ambitnych powieści.