Nieczęsto trafiam na książkę, która aż tak mnie pochłania, ale "Pokusa Wszechmocy" Łukasza Skotnicznego dosłownie wciągnęła mnie od pierwszej strony i nie wypuściła aż do ostatniego zdania. To powieść, która nie tylko trzyma w napięciu, ale też zmusza do refleksji i zostawia po sobie emocjonalny ślad.
Historia jest napięta, emocjonująca i momentami wręcz elektryzująca. Sceny akcji są świetnie napisane – dynamiczne, ale nieprzekombinowane – a zaraz obok nich mamy głębokie, pełne znaczenia dialogi i momenty ciszy, które mówią więcej niż niejedna strzelanina. Dodatkowym atutem jest sarkastyczny humor, który równoważy cięższe wątki i sprawia, że czyta się to z prawdziwą przyjemnością.
Postacie? Cudo. Matthew, Emma i Ansel to bohaterowie, którzy mają w sobie coś prawdziwego. Matthew szczególnie – jego wewnętrzne monologi przypominają mi najlepsze momenty u Dostojewskiego, zwłaszcza w Zbrodni i karze. Czasami miałam wrażenie, że zaglądam w duszę człowieka, który stoi na granicy – nie dobra i zła, ale sensu i jego braku. To było intymne, poruszające i niesamowicie mocne. A relacja i w budująca się przyjaźń Matthew z Emmą, to coś co chciałabym czytać i czytać, a nawet dostać o tym osobną powieść!
Książka idealnie łączy różne gatunki – mamy tu thriller psychologiczny, kryminał z seryjnym mordercą, dramat, akcję i elementy fantasy. Ale to nie jest kolejna historia o superbohaterach z wielkim czarnym charakterem. Właśnie to najbardziej mnie zaskoczyło – brak jednego głównego wroga. Owszem, pojawiają się rywale – jak Ansel czy morderca, czy rodziny mafijne – ale ostatecznie największym przeciwnikiem jest chyba własna psychika i pokusa władzy, którą niesie „wszechmoc”.
Doceniam również symbolikę ukrytą w pozornie nieistotnych scenach – niby detale, ale jeśli czyta się uważnie, dostrzega się głębię i ukryte znaczenia, często zaszyte gdzieś w dialogach wcześniejszych rozdziałów. To sprawia, że książkę warto czytać powoli, ze zrozumieniem, nie tylko dla akcji, ale dla sensów, które gdzieś się w niej czają.
No i jeszcze jedno – piosenki. Częste odwołania do konkretnych tekstów i melodii sprawiły, że kilka razy zatrzymałam się, włączyłam utwór, i… miałam ciarki. To genialny zabieg – dzięki temu łatwiej poczuć emocje bohaterów, być tam z nimi, naprawdę.
Pokusa Wszechmocy to nie jest książka, którą się tylko „czyta”. To doświadczenie, emocjonalna podróż, psychologiczna gra i literacka perełka. Dawno nic mnie tak nie poruszyło i jednocześnie nie dostarczyło tylu emocji. A pod tyl wszystkim kryje się prosta historia o potrzebie przyjaźni i walce z własnymi demonami przeszłości.
Dla mnie prawdziwa perełka!