Zachęcona cudowną okładką i sporą ilością polecajek, długo się nie zastanawiałam…ja po prostu musiałam wziąć tą piękną książkę w swe ręce i ją pochłonąć. Liczyłam na naprawdę emocjonującą historię, w której wyleje morze łez, a serce ściśnie mi się z bólu. Czy właśnie tak było?
Już nieraz powtarzałam sobie, żeby nie wymagać za wiele od danej książki i za każdym razem jestem zła, że tak nie zrobiłam. „The boy she hates” okazała się naprawdę ciekawą historią, jednakże nie TAK dobrą, na jaką liczyłam. Gdzieś z tyłu głowy cały czas czułam, że gdzieś już coś podobnego czytałam, bądź oglądałam. Niestety do tej pory nie umiem sobie przypomnieć tytułu, jednakże to wrażenie nie opuszczało mnie do samego końca czytania. Mamy tutaj trójkę bohaterów - bynajmniej do momentu, aż jeden z nich nie ginie w wypadku samochodowym. Jaymerson to młoda dziewczyna, która ma praktycznie wszystko o czym mogłaby marzyć osoba w jej wieku - jest cheerleaderką, jest śliczna i mądra, a do tego umawia się z najgorętszym chłopakiem w szkole Coltonem. Sławny i przystojny Colton, ma brata bliźniaka Huntera, który już od samego początku jest niezwykle tajemniczą i mroczną postacią, której nikt nie lubi, a w szczególności Jaymerson. Gdy w wypadku samochodowym ginie Colton, wszystko się zmienia. Ból i strata jaka towarzyszy Jay i Hunterowi jest nie do zniesienia. I choć oboje się nienawidzą, z czasem zauważają, że tylko oni nawzajem się rozumieją…
Lubię książki dla młodzieży, często po nie sięgam. Poza tym liceum to jeden z najlepszych etapów w moim życiu, przez co tym bardziej z przyjemnością czytam książki, których akcja dzieje się właśnie tam. Do tego hate-love i jestem kupiona. I tym razem też tak było! I choć dało się wyczuć masę emocji w tej książce, momentami bardzo mi się ona dłużyła. Może liczyłam na to, że tych emocji będzie dużo więcej? A może na to, że relacja między bohaterami będzie za każdym razem wywoływać ciarki na moich plecach? Owszem, momenty rozpaczy i bólu, mocno mnie wzruszały, szczególnie początek, który ogromnie mnie zaskoczył, ale to tyle. Cała reszta była po prostu w porządku, bez większego wow…Miałam wrażenie, że nic w tej książce się nie dzieje… Za to ogromnie podobała mi się postać Huntera, był taki tajemniczy i mroczny. I jak tak teraz o nim pomyślę, to chyba brakowało mi rozdziałów pisanych z jego perspektywy. Cierpienia i rozmyślania głównej bohaterki, w pewnym momencie zaczynały mnie irytować ( może to wina tego, że więcej ostatnio czytam książek z charakternymi i mocnymi kobietami, a nie nastolatkami z problemami, nie wiem). Poza tym nie wiem czemu od razu się usprawiedliwiam..może przez to, że ta książka ma same świetne opinie, a ja wychodzę na tą jedyną, której coś tu nie pasuje…
Z pewnością na uznanie zasługuje przedstawienie emocji u głównej bohaterki. Autorka doskonale przedstawiła jej ból, traumę i zmagania z nią. Jednakże mnie w pewnym momencie się trochę to przejadło. Z pewnością ta książka nie należy do lekkich i wesołych historii, jest przepełniona bólem, stratą, a do tego pokazuje jak łatwo przychodzi ocenianie drugiego człowieka. Walka z własnym cierpieniem nigdy nie jest łatwa, a w momencie gdy z zewnątrz dochodzi niezrozumienie i oczernianie, świat zwykłej nastolatki może przemienić się w prawdziwe piekło - tym bardziej w liceum…
Cała historia jest jak najbardziej ciekawa, zwrotów akcji za wielu tu nie ma, jednakże im bliżej końca i większość tajemnic zaczynała wychodzić na światło dzienne, czułam się naprawdę zaskoczona tym, jak autorka poprowadziła tę fabułę. Historia toczy się naprawdę wolno, ale rozumiem zamysł autorki. W końcu traumy, dramaty i tragedie nie znikają z dnia na dzień. I to właśnie jest tutaj bardzo dobrze zobrazowane. Mnie czegoś tu zabrakło, liczyłam na coś „mocniejszego”, bardziej dynamicznego….ale i tak książkę Wam polecam ;) jeśli lubicie emocje, to tych tu napewno nie zabraknie.