Miriam Elia i jej brat, Ezra, mieli kiedyś chomika. Postanowili po jego śmierci napisać książkę o jego życiu. Edward stał się więc tytułowym bohaterem pamiętnika o tytule „Dziennik Edwarda Chomika 1990-1990”. Książkę wydało wydawnictwo Feeria w 2013 roku.
Edward zaczyna pisać, gdy mija sześć miesięcy od momentu, gdy przybył do nowego domu. Jego codzienne życie jest nudne – śpi i je, czasem też kręci się w kołowrotku. Niekiedy rodzina, która go kupiła, bawi się nim okrutnie. Pewnego dnia wpuszczają go do labiryntu złożonego z książek i rolek, śmieją się z jego nieporadności. Innym razem wciskają go do kuli, która toczy się wraz z każdym krokiem chomika. Edward próbuje nawet uciec, ale mu się nie udaje. Chomik zna swoje prawa. Pragnie je zamanifestować protestem głodowym, jednak po wycieńczających kilku minutach daje sobie spokój. Rodzina chce mu sprawić przyjemność i kupuje mu towarzyszy – najpierw przygłupiego chomika, a potem ponętną chomiczkę, w której Edward się zakochuje. Szczęście nie trwa jednak zbyt długo.
Edward pisze raczej krótko. Jego wpisy są jednak pełne filozoficznych odniesień. To szczery choć nieco zgorzkniały narrator, który nie dba zbytnio o regularność wpisów. Nie można zatem mówić, że jest to jego dziennik, raczej pamiętnik, choć może brzmi to mniej poważnie, gdy weźmie się pod uwagę to, o czym pisze ten chomik. Nie są to bowiem zapiski jedynie czynności, które wykonał. Są to wręcz zalążki manifestów – w ten sposób chomik walczy o wolność, która mu się należy.
W tej krótkiej książeczce znajdziemy odniesienia nie tylko do filozofii, ale też sytuacji politycznej, życia więziennego i wielu innych tematów. Przez chwilę miałam wrażenie, że Edward jest więźniem politycznym, skazanym przez los na nieszczęście. Nic mu się nie układało. W końcu skazano go na śmierć.
Kilka zdań wystarczyło, by oddać sytuację, w jakiej znalazł się chomik. W jego krótkich wypowiedziach odnalazłam wiele interesujących zdań, które na pewno zostaną w mojej pamięci na długo. Nie zdradzę ich jednak, gdyż przy tak małej ilości treści mogłabym powiedzieć zbyt dużo.
Książka rozpoczyna się wstępem dr. M.E. Gryzońskiego. Znajdziemy w nim kilka cennych informacji. To przy okazji bardzo dobry naukowy wstęp do tej pozycji. Na końcu mamy także krótką notkę o autorach. Nie jest to informacja biograficzna, napisana jest nieco ironicznie, zupełnie jak całość książki.
Oprócz treści są tu też obrazki. Z informacji na końcu książki dowiedziałam się, że ich autorami są także autorzy treści. Są to ciemne, ubogie w szczegóły, proste i schematyczne obrazki, które pojawiają się bardzo często. Niektóre z nich różnią się jedynie układem dłoni lub równie nieznaczącą rzeczą, inne są jednak kompletnie odmienne. Dopełniają one treści i są miłym akcentem w tej lekturze.
Także sama treść jest tu czasem ilustracją. Nie wszystkie treści pisane są od prawej do lewej, nie wszystkie też są pisane normalnym krojem. Niekiedy mamy kursywę, czasem rozbite treści. Poza tym pojawiają się dialogi, co jest zaskakujące po kilkunastu stronach narracji.
Nie wiem, co sądzić o tej książce. Spodziewałam się czegoś lekkiego, zabawnego, a dostałam zupełnie inną rzecz. To nie jest łatwa lektura, nie jest też lekko napisana, mimo że może wydawać się inaczej.
Komu polecam? Trudno mi powiedzieć. Ta lektura może spodobać się tym, którzy szukają w książkach czegoś innego, czegoś nietypowego. Przekonajcie się sami, o czym mówię, sięgając po tę książkę.