Powtórka recenzja

Dziękuję za taki Toruń

WYBÓR REDAKCJI
Autor: @KazikLec ·8 minut
2020-03-19
2 komentarze
13 Polubień
2016, Toruń, z firmamentu lokalnej policji zlatuje jej najjaśniejsza gwiazda, komisarz Brodzki, as w rękawie munduru, bulterier, wściekły byk, Tommy Lee Jones w „Ściganym” – czas na zasłużoną emeryturę i dyplom za wzorową służbę. Brodzki planuje wolny czas przeznaczyć na odbudowywanie relacji rodzinnych, gdy wtem!, zostaje nielegalnie przywrócony na służbę i oddelegowany do zbadania brutalnego morderstwa, które trochę przypomina to takie jedno sprzed lat.

Miasto jako bohater zawsze na plusie – lekturze bardzo sprzyja, gdy postacie przemieszczają się przez konkretną scenografię pełną lokalnego kolorytu odmalowanego przez szczerze miłującego autora. Tak mnie się wydawało aż do przeczytania „Powtórki”, która udowodniła, że zafiksowanie na ukochanym mieście może być narzędziem zbrodni użytym przy zarżnięciu tempa akcji. Autor info o Toruniu wpycha na każdym kroku, zasypując czytelnika nazwami, zbędnymi detalami i nienaturalnymi wtrąceniami. Przykładowo: bohater udaje się w pościg samochodowy za mordercą, wypadek za wypadkiem, oba samochody w ostatniej chwili przefruwają przed gwałtownie hamującym tramwajem, motorniczy wykrzykuje „co jest, do diabła, wyścigi toruńskich klasyków?”, i tu następuje doskonały przecież moment na akapit przerwy o tym, że tak się nazywa w Toruniu stare auta na zlotach. Morderca wiadomo, nie zając, nie ucieknie – tak więc gdy Brodzki wyrusza na miasto zbierać informacje, narratora bardziej interesuje, ile okien ma ratusz, że w autobusie jest ciepło, że obiady, że pasażerowie wsiedli i jadą tam, a nie gdzie indziej, że na obiciach autobusu są symbole takie i takie, które projektował taki i taki… Albo takie fascynujące detale niepozwalające zapomnieć, że każdy kamień w tym mieście Woźniak zna i o każdym musi koniecznie opowiedzieć: „Policyjna kia o numerze bocznym C105 sunęła wolno ulicą Polskiego Czerwonego Krzyża w stronę Podgórnej. Szczególną uwagę trzeba było zachować przy skrzyżowaniu z Dekerta, gdzie pierwszeństwa miały auta z prawej”. Przestrzeń się zagina, bohaterowie mimo wyrzucania na jednym tchu nazw ulic przemieszczają się w jakiś trudny do wyobrażenia sposób, kołując nie tylko ludzi totalnie Torunia nieznających (tj. mnie), ale też takich, co mieszkają tam na co dzień (tj. moich znajomych).

W to wplątana jest alternatywna pętla czasoprzestrzenna, w której Toruń jest jednocześnie wielkim miastem na 200 tysięcy mieszkańców i dziurą na kilkadziesiąt osób, miejscem wypchanym przez turystów i wytrzebionym przez zarazę, wczesnymi latami 90 i 2015 rokiem. Niby mamy konferencję w sprawie brutalnego morderstwa słynnej zaginionej z każdą większą stacją podtykającą mikrofon, a poziom jest taki, jakby to był apel lokalnej policji do okolicznych wsi, by nie kupować bimbru na wyścigach świń („- Czy w Toruniu grasuje morderca? / – Grasować, to może stonka ziemniaczana”, „- Czy znana jest przyczyna śmierci? / – Przyczyną śmierci był zgon. A zgon nastąpił w wyniku śmierci”, komendant przy tym wszystkim pali papierosa i żuje gumę). Niby Toruń ma na miejscu tevałenowskie biuro korespondenta z własnym wozem transmisyjnym, ale w powtórkowym Toruniu TVN nagminnie się spóźnia na każde spotkanie prasowe, bo muszą dojeżdżać aż z Gdańska. Z jednej strony filmiki w Internecie, hasztagi i ubery, z drugiej – lekarka dzwoniąca z telefonu z tarczą (!) powieszonego w szpitalnym korytarzu, służbowy telefon z gumowymi guzikami i policjant tłuczący raport na starej elektronicznej maszynie do pisania. Absolutną sensacją podawaną przez wszystkie serwisy informacyjne w tej dziurze jest nagranie z monitoringu pokazujące kogoś pod wpływem, a ponieważ jesteśmy w dziurze gdzie wszyscy znają wszystkich, to każdy doskonale wie, kto jest na tym niewyraźnym nagraniu. Wieczorem ulice w okolicy rynku są opustoszałe, błądzą po nim pojedynczy statyści tylko po to, by wskazać, dokąd pobiegł biegnący.

Brodzki to gliniarz, który zdarza się raz na 100 lat, wszyscy załamują ręce, że rety, kto tę sprawę teraz rozwiąże, jak nasz pogromca zbrodni w stanie spoczynku, cud, że Toruń nie pogrążył się w kryminalnej anarchii po ustąpieniu tego herosa porządku. I zaprawdę powiadam wam, że jeżeli to ma być ta perła dochodzeniówki, to strach patrzeć na pracę małży (o czym zaraz). Wzruszcie się sceną, gdy nasz tytan intelektu idzie poczytać o historii filozofii: głowa mu się przegrzewa, sapie, nic nie rozumie z dość prostego tekstu, w tej strasznej intelektualnej niedoli próbuje ratować się papierosem (siedząc w czytelni!), „dobiegło go chrząknięcie z drugiego końca Sali. Bibliotekarz wskazywał wymownie na zegarek. „Co jest z tym gościem nie tak. Przecież mu nie ukradnę tego biurka” – pomyślał. – Boże, spędziłem tu pół dnia i przeczytałem ledwie kilka kartek”. W sumie największą zaletą Brodzkiego-śledczego jest jego cyborgowy wzrok pozwalający dostrzec błysk lornetki na 12 piętrze czy zobaczyć w barowym lustrze przyglądającego mu się typa siedzącego po drugiej stronie ciemnej zadymionej sali. A w toruńskiej policji każda zaleta jest na wagę złota: służby mają chyba pięciu policjantów, którzy robią co chcą, łażą gdzie chcą, nie przestrzegają żadnych procedur, nikomu nic nie meldują i są absolutnie do bani w ogarnianiu zbiegowisk, które depczą im miejsca zbrodni, zrywają taśmy i generalnie mają w nosie wydawane polecenia, panie komendancie, ale jazda z tymi trupami, może papierosa.

O intrydze nawet mi się nie chce pisać, tak bardzo mnie ona nie obchodzi. To spokojnie mogłaby być po prostu książka o zasłużonym gliniarzu, który poświęcił rodzinę dla kariery, a teraz jest dzień po przejściu na emeryturę i snuje się po mieście, próbuje odbudować relacje z córką, pogrąża się w ponurych przemyśleniach z tego nadmiaru czasu i usiłuje zmierzyć się z ciemnymi sprawkami ojca, które niespodziewanie wypłynęły i nie można dłużej udawać, że się ich nie widzi. Osobisty dramat człowieka w przełomowym punkcie jego życia, to naprawdę wystarczy. Ale nie, autor uparł się na wielką edgy intrygę, której największą wadą jest to, że całkowicie zaburza rytm książki. Woźniak nie umie w tempo: dynamiczne sceny są okrutnie przegadane, niby mamy szalejącego mordercę, który ewidentnie ma Plan i szybko wciela go w życie, ale bohaterowie niezbyt się tym przejmują. Do sprawy zostaje oddelegowany nielegalnie ściągnięty z emerytury gliniarz i żółtodziób w pierwszych dniach służby, gliniarz idzie zbierać info i och!, jak on idzie zbierać to info. Brodzki gawędzi z taksówkarzem, Brodzki idzie na miasto, Brodzki spaceruje, narrator opisuje budynki, Brodzki przyuważa żebraków, Brodzki zostaje okrzyczany przez rowerzystę, Brodzki mało co nie zostaje przejechany przez auto, Brodzki rozmyśla, jaki jest głodny, Brodzki obserwuje pracę szambiarki, Brodzki próbuje wyżebrać papierosa, Brodzki wita się z przewodnikiem, Brodzki obraża turystów, Brodzki dalej narzeka, że jest głodny (choć rzekomo minął niedawno "ciąg drobnych punktów gastronomicznych, serwujących zapiekanki, gofry, lody, pizzę"), Brodzki zahacza o antykwariat (połączony z gastronomią, ale tu jeść nie będzie, bo "Kurwa mać! (...) Jestem tradycjonalistą, a nie francuskim pieskiem, żeby jeść tosty"), Brodzki znowu próbuje wyżebrać papierosy, Brodzki idzie do baru, Brodzki rozmawia z barmanką o życiu, Brodzki rozmawia z podpitym dziennikarzem (tutaj autoheheszki z autora i jego znajomych, nie wnikam), i generalnie tak się snuje w tonie "no bo co ma człowiek do roboty", bo jak na razie ta robota ograniczyła się do wysłania żółtodzioba z poleceniem znalezienia info w sierocińcu. Porywające. To wszystko przeplatane rozmowami o filozofii, życiu i niczym. Głównie niczym.

Autor, cóż, tak umiarkowanie radzi sobie z językiem polskim, najczęściej wywalając się na koncepcji, jak działają słowa i że mają swoje konkretne znaczenia. I tak mamy szyję rzucającą się do gardła („Jego szyja, naprężona jak cięciwa tatarskiego łuku, gotowa była rzucić się do gardła każdemu, kto się mu sprzeciwi”), materace hydrauliczne, nagminnie zapis „była zagranicą”, opis skatowanej dziewczyny, z podartą sukienką, całą w brudzie i krwi zostaje skwitowany „z daleka mogłaby wyglądać jak ozdoba świąteczna” (chyba taka na Halloween…) czy „kierowca nie do końca wierzył starszemu panu w grafitowych spodniach i protezie zębowej”. Albo takie kwiatki: „Większość fuksjowej szminki została na pościeli [rozumiem, że kochanka wytarła nią usta jak serwetką], ale jego kąciki ust także zachowały coś dla siebie [dlaczego kąciki, gdzie przy tym całowaniu była reszta warg?!] (…) chlusnął zimnym strumieniem w twarz. (…) Woda w zlewie zrobiła się czerwona. [chyba Brodzkiemu nagle zęby wypadły, bo przecież woda nie zrobiła się czerwona od neonowofioletowej szminki, nie?]”. Śliczne? To macie jeszcze jeden bukiecik: „Nigdy ich wcześniej nie widziałem. Może dlatego, że jeżdżę rano albo popołudniu, kiedy na każdym fotelu [fotele w autobusie!] ktoś siedzi. Albo nocnym, ale wtedy jestem tak pijany, że krzesełka mam w dupie. Dosłownie [!!!] i przenośni. (…) Kiedy pomyślał o krzesłach, zaburczało mu w brzuchu”. Jednym z głównych rekwizytów jest obcinaczka do cygar z ptasiego pazura zostawiająca absolutnie unikatowe cięcia na ciele i wyobrażenie sobie tego urządzenia wysysa ze mnie chęć do życia. Anatomia w tym uniwersum też jest co najmniej niepokojąca: ludziom z naprawdę ciężkimi obrażeniami głowy w sumie nic nie jest („- Uwaga na gło… - nie dokończył policjant, kiedy Chyży rąbnął mózgownicą o framugę auta” – jakie gore!), dawno odcięta od matki pępowina pulsuje (a jak przestaje to jest z jakiegoś powodu źle), ludzie przydzwaniają głowami w automaty biletowe tak mocno, że wylatują monety, po czym wstają o własnych siłach, ofiary umierają przez pośmiertne wykrwawianie się, kule zahaczające o szyje omijają ważne organy wewnętrzne, których przecież tyle w szyjach jest.

„Powtórka” to wyjątkowo słaby kryminał z nudną intrygą, kiepskim tempem i absolutnym brakiem wyczucia kiedy jest dobry moment na szczegółowe opisywanie świata przedstawionego. Przydałby się redaktor, który wkroczyłby bez sentymentów z ostrymi nożyczkami (nawet zrobionymi z ptasiego pazura!) i zdrowo pociął tę niedorzecznie rozdmuchaną książkę. Dawno żadna lektura mnie tak nie zmęczyła.

[Recenzja została po raz pierwszy (19.03.2020) zamieszczona na LubimyCzytać pod pseudonimem Kazik.]



^ "Powtórkowa" policja dręczona przez obywateli, koloryzowane

Moja ocena:

Data przeczytania: 2020-03-18
× 13 Polub, jeżeli recenzja Ci się spodobała!

Gdzie kupić

Księgarnie internetowe
Sprawdzam dostępność...
Ogłoszenia
Dodaj ogłoszenie
2 osoby szukają tej książki
Powtórka
2 wydania
Powtórka
Marcel Woźniak
6.9/10
Cykl: Leon Brodzki, tom 1

W Toruniu zamordowana zostaje dziewczyna. Żeby śledztwo ruszyło, do służby musi wrócić Leon Brodzki – emerytowana gwiazda lokalnej policji. Nie zgodziłby się na to, gdyby nie ślady prowadzące trzy dek...

Komentarze
@Renax
@Renax · ponad 4 lata temu
Chciałam napisać, że Toruń darzę sentymentem, bo tam studiowałam.
@Orestea
@Orestea · ponad 4 lata temu
świetna recenzja!
Powtórka
2 wydania
Powtórka
Marcel Woźniak
6.9/10
Cykl: Leon Brodzki, tom 1
W Toruniu zamordowana zostaje dziewczyna. Żeby śledztwo ruszyło, do służby musi wrócić Leon Brodzki – emerytowana gwiazda lokalnej policji. Nie zgodziłby się na to, gdyby nie ślady prowadzące trzy dek...

Gdzie kupić

Księgarnie internetowe
Sprawdzam dostępność...
Ogłoszenia
Dodaj ogłoszenie
2 osoby szukają tej książki

Zobacz inne recenzje

Pierwszy tom kryminalnej serii z detektywem Leonem Brodzkim w roli głównej przenosi nas do Torunia. Dręczony koszmarnymi snami, świeżo upieczony emeryt Brodzki, już pierwszego dnia po przejściu na za...

@recenzja_na_tacy @recenzja_na_tacy

Oto książka, dla której - w moim oczywiście jak najbardziej subiektywnym odczuciu - powinny powstać oceny negatywne. Nawet jedna gwiazdka to jest, moim zdaniem, dla niej za dużo. A, nie, jedna gwiaz...

@S.anna @S.anna

Pozostałe recenzje @KazikLec

The Inugami Curse
Chryzantema, cytra, topór

To, że klan Inugami to banda serdecznie nienawidzących się nawzajem palantów, nie jest żadną nowością. Równie dobrze znanym w okolicy faktem jest ich źle skrywane wyczek...

Recenzja książki The Inugami Curse
The Honjin Murders
Och, spadł śnieg - jak niespodziewanie

1937, prowincja, cała okolica żyje ślubem lokalnego panicza i nauczycielki. I będzie jeszcze bardziej żyła morderstwem, które wydarzy się w noc po ceremonii, gdy rodzinę...

Recenzja książki The Honjin Murders

Nowe recenzje

Wojna i miłość. Wiktor i Hanka
Wiktor i Hanka
@gulinka:

Marzec. Na drzewach pojawiają się pierwsze pączki. W powietrzu czuć nadchodzącą wiosnę. Świeże kolory zaczynają zastępo...

Recenzja książki Wojna i miłość. Wiktor i Hanka
Spectacular
Must have i must read dla fanów Caravalu <3
@maitiri_boo...:

„Spectacular” to świąteczna nowelka ze świata Caravalu. Akcja toczy się w przeddzień Wielkiego Święta w Valendzie i prz...

Recenzja książki Spectacular
Akademia Pana Kleksa
Akademia pana Kleksa
@Marcela:

Jan Brzechwa (właściwie Jan Wiktor Lesman) to polski poeta pochodzenia żydowskiego, autor bajek i wierszy dla dzieci, s...

Recenzja książki Akademia Pana Kleksa
© 2007 - 2024 nakanapie.pl