Tu przed wojną była restauracja, potem wojsko korzystało z budynku bez specjalnego entuzjazmu, następnie to się głównie kurzyło, a teraz to znowu będzie knajpa, z alkoholem, koncertami i wszystkim. Dobra miejscówka, zaufana ekipa, udane otwarcie, piękny wystrój, no ewidentnie w Golden Calf wszystko jest w jak najlepszym porządku. No, poza tym jednym małym pomieszczeniem na końcu korytarza po lewej, gdzie coś śmierdzi, chlupie, chrobocze, stuka, halucynuje, ziębi i generalnie jest to niedobre miejsce, by tam być.
Czy w Vesperze płaci się teraz od słowa czy co? Uważam, że horrorowe gry/książki (sprawdzić, czy nie powieść gotycka) muszą się mieścić w pewnym czasowym limicie, by groza nie zaczęła się rozwadniać, a napięcie nie stawało się zbyt męczące, a więc tępe. "Chodź ze mną" z tym jego ponad pół tysiącem stron zdecydowanie przedłuża do oporu swoją wizytę, wpychając co rusz dygresje z mało istotnymi szczegółami z życia bohaterów - na co jeszcze można byłoby przymknąć oko, gdyby nie tendencja do nieustannego wykładania na tacy łatwo dających się wywnioskować przeżyć bohaterów z opisami w schemacie "zdanie -> bardzo podobne w przekazie zdanie, tylko innymi słowami". I, niestety, jak na tyle miejsca poświęconego opisowi postaci, nie mogę powiedzieć, by ich losy specjalnie mnie obchodziły. Może właśnie dlatego, że wbrew pozorom przeważają właśnie opisy mówiące nam, jacy są nad pokazaniem tego w akcji.
Mam hipotezę, że nawiedzona lodówka z paranormalnym mięsem nie pękła od kopniaka, tylko presji dźwigania tej książki. To najoryginalniejszy rekwizyt i cały związany z nią wątek to cudne przenikania się niecodziennego z nerwowym codziennym. Niestety, niemal cała reszta jest już dość standardowa, przeciętne opisy opętań z przeciętnymi opisami sTrAsZnEj aTmOsFeRy PeŁnEj ZłA, nic, co utknęłoby z czytelnikiem na dłużej. Jako że autor i generalnie reklama książki starają się pozostawić główny motyw grozy w jak największej tajemnicy, to uszanuję to (jakkolwiek przez to nie mogę ponarzekać na schemat ofiar siły nieczystej) i zdradzę tylko motyw, który jest najłatwiejszy do prędkiego rozszyfrowania i jednak dobrze byłoby przed nim ostrzec zainteresowanych czytelników: kanibalizm. Nie jest to pociągający mnie w horrorach wątek i trudno mi powiedzieć, jak ocenią go w "Chodź ze mną" jego miłośnicy - za to ja mogę ocenić, że niestety słabo się on łączy z motywacjami i sposobem działania antagonisty, przez co całość sprawia wrażenie nawrzucania horrorowych schematów, które same w sobie są fajne, ale przez słabe spoiwo tracą na mocy. Doceniam odwołanie się do mało znanej, makabrycznej postaci historycznej, ale zabawę w pisanie pamiętniczka tej osoby z dopisywaniem jej motywów w stylu morderców ze slasherów klasy B (nigdy więcej nie chcę przeczytać frazy "dziwne dreszcze targnęły moim kroczem" oraz "gilgotanie w kroczu") uważam za bezguście*.
Poza tym drobniejsze głupotki, wśród których największą jest postawienie zarzutów martwej osobie, czasem nietrafione metafory ("zęby stukały o siebie, wydając dźwięk przypominający piłowanie kości"), ordynarne zwyzywanie określone jako "wymiana złośliwości". Z plusów autor nie ma szczęśliwie skłonności do machania trudnym słownictwem dla samego trudnego słownictwa (dlatego ten "abnegat" wziął mnie tak znienacka), podobała mi się bardziej subtelna przemiana jednej z głównych postaci, zakończenie jest udane, no i teraz wiem, jak jest "czaszka" po niemiecku. Żeby nie było: nie uważam "Chodź ze mną" za gniota, tylko przegadanego przeciętniaka. Nie chcę skreślać Możdżenia: to jego debiut, widać, że chciał napisać coś oryginalnego, że lubi Wrocław i widzi go jako ciekawe tło dla swoich historii. Tylko mu potrzeba większej dyscypliny i redaktora, który będzie nad nim stał z nożyczkami. Ewidentnie Vesper mu zaufał, więc pozostaje śledzić, co pod jego skrzydłem wyda.
* - tak, wiele ode mnie wysiłku wymagało powstrzymanie się przed użyciem tu słowa "niesmaczne".
[Recenzja ukazała się po raz pierwszy (09.01.2022) na LubimyCzytać pod pseudonimem Kazik.]