Oj, wcale się nie dziwię, że powieść narobiła tyle szumu! Dawno nie czytałam książki tak odważnej, bezkompromisowej, szczerej, mocnej, "obrazoburczej". Dziecięcy świat nie będzie miły, ułożony i uroczy. Będzie i dłubanie w nosie wraz z konsumpcją, i pierwszy pocałunek między siostrami, którym nie w głowie chłopcy, ale można sprawdzić, o co tyle hałasu, i coś fajnego, wyciągnięte przez brata z majtek, i kupa, która nie chce wyjść, a wiadomo - najlepsza metoda to mydło. I brud, smród, ból, cierpienie, trauma, samotność. Rodzina traci najstarszego syna: ot, był, wyszedł z domu i już nie wrócił żywy. Dorośli zamykają się w swoim bólu i jakoś do głowy im nie przychodzi, że osierocone rodzeństwo cierpi, każde na swój sposób. Zresztą w tej niezwykle religijnej, konserwatywnej rodzinie jasne jest, że nadal trzeba chodzić do zboru, bo jakżeby nie, ale że śmierć boli nie tylko rodziców, oczywistym już nie jest, a o samym zmarłym się nie rozmawia, można jedynie wspominać, ale nigdy na głos. O stracie więc lepiej nie mówić, a dzieci zagnać do roboty, nie folgować, wychowywać surowo, karmiąc biblijnymi mądrościami. Rodzinie przygląda się jedna z córek i to jej spojrzenie poznajemy, za jej głosem podążamy. Z opowieści wyłania się dziecko poturbowane, nierozumiane, pozostawione samo ze swym bólem, znikąd niemające pomocy, cierpiące, będące świadkiem powolnego rozpadu, pragnące często nie być. To 10-letnia "Burdysówka", "chroniąca" się w swej czerwonej kurtce, której od śmierci brata nie zdejmuje w żadnej sytuacji (nawet szantaż matki: jeżeli nie zdejmiesz, skoczę z drabiny! - na nic), opowiadająca nam swój dziecięcy świat i świat rodziny po tragedii, który jednak gna dalej, bo i życie nie zatrzymuje się w miejscu, nawet jeśli tak się właśnie wydaje. A przecież i przed śmiercią Matthiesa był trudny i niezrozumiały, co dopiero teraz: Czy w piwnicy mama chowa Żydów? Dlaczego mama nic nie je? Czy rodzice powinni się parzyć, jak żaby, by mama w końcu zaczęła jeść? Czy uda im się to bez dotykania siebie? Czy tata spełni kiedyś swą obietnicę - wyjdzie i już nigdy do nich nie wróci? I czy można w ogóle stąd uciec? Cała młoda trójka: Budrysówka, Obbe i Hanna będzie próbowała zrozumieć absurdalną śmierć, nawet jeśli wymaga to uśmiercenia królika, chomika, zadania bólu, a przecież ledwo rozumieją świat, a jeszcze mniej to, co się z nimi dzieje. Ta powieść zaskoczy, zszokuje, bo w niej niepohamowana dziecięca dzikość i szczerość i wszystko, co dla dziecka charakterystyczne, nawet jeśli niektórzy wolą wierzyć, że seksualność zaczyna się wraz z dorosłością, więc dzieci nie dotyczy, a zadawanie bólu to domena ludzi złych, więc: patrz powyżej. Ale też bardzo zaboli, bo samotność i brak miłości w tej dotychczas zapiętej pod szyję rodzinie jest namacalna, a ból narratorki dotyka i nas. Brudno, odrażająco, wstrząsająco, a za tym wszystkim - potwornie smutno. Świetna narracja: język mocny i brutalny, ale tylko tak mocny i brutalny jak może być w ustach dziecka, które ledwo liznęło świata, a jednocześnie niezwykle plastyczny, często metaforyczny wręcz, głęboki, dopełnia reszty. W końcu Booker, który nie rozczarowuje. Mnie nie rozczarowuje 😊.