Szczęśliwy los rzucił cztery łodzianki - Alutkę, Basię, Lilkę i Julkę - do siedliska w Babiborze Podlaskim i jest im z tym bardzo dobrze. One odkrywają uroki wsi, a tymczasem pomaleńku, bez pośpiechu, trwa remont domu – bo i nie ma po co się spieszyć, skoro pierwsi goście w „Szczęśliwym losie” mają być dopiero w Boże Narodzenie …
Życie płynie jak to na Podlasiu – niespiesznie, niczym woda w Narwi, przemijają pory roku, dojrzewają dynie (jak to jesienią), a wieś szykuje się do corocznej inscenizacji części II „Dziadów” Adama Mickiewicza, odbywającej się w przeddzień dnia Wszystkich Zmarłych. Nasze łodzianko-babiborzanki z zaciekawieniem czekają na poznanie kolejnego tutejszego obyczaju …
Sielankę przerywa dość brutalne i niemiłe wtargnięcie do Babiboru intruzów z zewnątrz. Zaczęło się od artykułu w gazecie o ich siedlisku, zdradzającym ogółowi czytelników różne szczegóły, których ujawniać żadna z nich nie zamierzała. A napisała go kuzynka Ali, Aleksandra Morwa, która pojawiła się w Babiborze w ślad za artykułem, oczywiście bez zapowiedzi i pytania "czy można?", tak jak i nie pytała nikogo o zgodę pisząc i publikując swój artykuł.
Zjawia się też nieznajoma o urodzie słowiańskiej nimfy i co niektórzy widują we wsi upiora …
„Ciemno wszędzie, głucho wszędzie, co to będzie? co to będzie? …” – wypisz wymaluj tak właśnie się robi w Babiborze … a nawet gorzej ... bo zostaje popełnione przestępstwo najcięższego kalibru i to niejedno.
Cóż, ponieważ sytuacja przerosła miejscowych stróżów prawa, ich mocy i sił było za mało, prokurator Patrycjusz Pieprzyca wykonał telefon do przyjaciela – bardzo skutecznego, takiego, dla którego prawie nie ma rzeczy niemożliwych …
Jak miło było znów spotkać książkowych znajomych, żałując że to nie żywi ludzie, a tylko postacie wykreowane przez autorkę.
Dobrze było znów zanurzyć się w podlaskiej głuszy, poczuć łączące ludzi więzy życzliwości i przyjaźni … no i rozwiązać kolejną zagadkę…
Ten tom w moim odczuciu jest jeszcze bardziej podlaski niż poprzedni, przetykany gwarą (spokojnie, do każdego gwarowego określenia jest przypis), pełen obrazków i scen z życia typowych dla Podlasia Chyba tylko tu batiuszka z cerkwi przyjaźni się i współpracuje z katolickim proboszczem, ludzie wierzący w Boga i chodzący do kościoła czy cerkwi wierzą też w boginki, rusałki, skrzaty, wodniki i utopce, a prastare słowiańskie tradycje są kultywowane na równi z chrześcijańskimi.
Tylko tu drzwi na klucz się nie zamyka, bo i po co? swoi nie kradną, a obcych cała wieś z oka nie spuszcza, dopóki się nie przekonają kto zacz.
No i język! Jak najbardziej polski, soczysty, żywy i barwny. Nasi Wieszczowie powinni być zadowoleni, bo i Mickiewicza słowa "O wieści gminna! ty arko przymierza między dawnymi i młodszymi laty: tobie lud składa broń swego rycerza, swych myśli przędzę i swych uczuć kwiaty" znajdują tu swoje miejsce i słowa Słowackiego o języku giętkim, który mówi wszystko co pomyśli głowa, są skrupulatnie wypełnione.
Ci, co kochają książki napisane pięknym językiem polskim powinni być zadowoleni. Tak samo jak ci, co kochają komedie kryminalne i są zakochani w Podlasiu.
No i po raz kolejny stwierdzam: szkoda, że szybciej się książkę czyta niż ją autor pisze! Bo to dopiero II tom, a ciekawość wciąż żre: „Co dalej?! No i co dalej?!!! …”
Możemy się trochę pocieszyć tym, że to nie koniec, że seria "W siedlisku" ma mieć jeszcze trzy tomy ...