Walter Tevis, autor znany z takich dzieł jak "Człowiek, który spadł na Ziemię" czy "Gambit królowej", w "Przedrzeźniaczu" z 1980 roku przenosi nas do mrocznej przyszłości, w której ludzkość stanęła nad przepaścią. Jest to świat pozbawiony emocji, relacji międzyludzkich i – co chyba najbardziej wymowne – umiejętności czytania. Na pierwszy rzut oka wizja ta wydaje się przerysowana, niemal absurdalna. Jednak im bardziej zanurzamy się w tę opowieść, tym wyraźniej dostrzegamy, jak boleśnie prawdziwa i aktualna jest to prognoza.
Świat Tevisa to rzeczywistość zdominowana przez maszyny. Ludzie uzależnieni od łatwego dostępu do środków tłumiących emocje, stali się bezwolnymi marionetkami, kierowanymi jedynie przez najbardziej podstawowe instynkty. Miłość, przyjaźń, jakikolwiek głębszy kontakt z drugim człowiekiem – wszystko to zostało wypchnięte poza nawias społecznej normy. W tym świecie robot Spofforth, obdarzony ludzkim mózgiem i skazany na życie wieczne, rządzi ludzkością, która dawno straciła zdolność kwestionowania czegokolwiek. Już od pierwszych stron książki towarzyszył mi niepokój. Tevis maluje świat w tak surowy sposób, że trudno nie odczuwać niemal fizycznego dyskomfortu podczas lektury. A jednak w tej historii tli się iskierka nadziei – uosabiają ją Bentley i Mary Lou, dwoje ludzi, którzy próbują ocalić resztki człowieczeństwa w tym odczłowieczonym świecie. Ich historia, zrodzona z potrzeby bliskości, jest niczym promyk światła w gęstym mroku.
» Postacie pełne kontrastów
Spofforth to jedna z najciekawszych postaci w literaturze dystopijnej, z jakimi miałem do czynienia. To robot, ale obdarzony kopią mózgu konkretnego człowieka. To właśnie jego umysł staje się największym przekleństwem androida. Stworzony, by służyć, otrzymał władzę, której tak naprawdę nigdy nie chciał. Choć jego zachowanie często budziło mój sprzeciw, trudno nie widzieć w nim bohatera tragicznego. Spofforth to maszyna z ludzkimi słabościami, więzień własnego ciała i nieśmiertelności.
Z kolei Bentley, główny bohater ludzki, jest dla mnie symbolem tego, co w człowieku najlepsze. To postać, która – mimo że wychowała się w świecie pozbawionym emocji – instynktownie dąży do odkrywania prawdy i budowania relacji. Jego zamiłowanie do książek oraz zdolność do nauki czytania były mi szczególnie bliskie. W świecie, w którym słowo pisane niemal przestało istnieć, Bentley staje się strażnikiem pamięci i symbolem odrodzenia.
Relacja Bentleya z Mary Lou to serce tej powieści. Ich uczucie, choć zakazane, rozwija się w sposób naturalny i przekonujący. To, jak bardzo potrzeba miłości i bliskości jest zakorzeniona w ludzkiej naturze, Tevis pokazuje tutaj z niezwykłą wrażliwością.
» Mroczna, ale znajoma wizja przyszłości
Wizja przyszłości przedstawiona w "Przedrzeźniaczu" jest przerażająca, ale zarazem niepokojąco bliska naszej rzeczywistości. Tevis pokazuje świat, w którym ludzie dobrowolnie rezygnują z czytania, myślenia i odczuwania, oddając swoje życie w ręce technologii. Brzmi znajomo? Już teraz widzimy, jak coraz więcej osób wybiera wygodę i rozrywkę zamiast refleksji i samorozwoju. Najbardziej poruszająca była dla mnie scena, w której Bentley i inni więźniowie schodzą na plażę, by rozpalić ognisko. To moment, w którym ludzie – na chwilę wolni od systemu – mogą być po prostu sobą. Chwila swobody, beztroski i bliskości pokazuje, że w każdym, nawet najbardziej zdehumanizowanym społeczeństwie, tli się iskierka człowieczeństwa.
» Punkty styczne z klasyką gatunku
"Przedrzeźniacz" przypomina mi "451° Fahrenheita" Raya Bradbury’ego, a właściwie wizja Tevisa wydaje się być logicznym następstwem świata Bradbury’ego. U Bradbury’ego władza celowo niszczy książki, widząc w nich źródło problemów. U Tevisa książki znikają same – porzucone i zapomniane przez ludzi, którzy przestali widzieć w nich wartość. W obu przypadkach przesłanie jest jednak podobne: brak dostępu do kultury i wiedzy prowadzi do upadku społeczeństwa.
» Surowość formy, głębia treści
Styl Tevisa to kolejny element, który wyróżnia tę powieść. Autor unika zbędnych ozdobników i skomplikowanych opisów, skupiając się na fabule i przesłaniu. Ten surowy język doskonale oddaje klimat świata, który opisuje. Porównałbym go do prozy Williama Gibsona – oba style są konkretne, rzeczowe, ale pełne ukrytej emocji.
» Czy warto przeczytać „Przedrzeźniacza”?
To powieść dla miłośników dystopii i klasycznego science fiction, ale także dla tych, którzy szukają książek zmuszających do refleksji. Choć wizja Tevisa jest mroczna, daje nadzieję, że ludzkość – nawet stojąc na krawędzi – wciąż ma szansę się uratować. To przypowieść o tym, jak ważne są uczucia, relacje międzyludzkie i umiejętność patrzenia poza horyzont. Dla mnie "Przedrzeźniacz" to nie tylko świetna literatura science fiction, ale przede wszystkim przypomnienie o tym, co czyni nas ludźmi.
A Ty – czy potrafisz jeszcze czytać między wierszami?
© by MROCZNE STRONY | 2024