Znam tylko dwie powieści Janusza Leona Wiśniewskiego. "Miłość i inne dysonanse" oraz "Bikini". Tak się składa że mają one kilka punktów wspólnych. Czy to dobrze czy zle, jeszcze nie wiem. Pod koniec recenzji zastanowię się nad tym problemem.
"Miłość i inne dysonanse" to romans. Tak zawyrokowałem po przeczytaniu notki na czwartej stronie okładki. Ona i on. Ona Rosjanka, on Niemiec. Kobieta nie pracuje, ma męża brutala. Mężczyzna pracuje w szpitalu psychiatrycznym i jest jego spiritus movens. Poznają się i zakochują.
Notka jednak nie mówi o tym że główni bohaterowie poznają się pod koniec powieści. W tym momencie, gdy czytelnik powinien rozkoszować się zakończeniem akcji, Autor podaje na ładnej tacy główny posiłek dnia. Jestem(śmy) przyzwyczajony (czajeni) do zupełnie innej narracji. Jeśli powieść ma być romansem, to z reguły bohaterowie tegoż romansu poznają się, zakochują, i tak dalej i tym podobne, gdzieś na pięćdziesiątej stronie powieści. Za przykład może być uznany ojciec współczesnego amerykańskiego romansu Nicholas Sparks. W jego powieściach wszystko jest po bożemu, klasycznie i na temat.
Wiśniewski inaczej. Najpierw opowiada w osobnych rozdziałach, dość gęsto, dość szczegółowo, wydarzenia z życia Jego i Jej. Dopiero, gdy czytelnik zapewne znużony opisami oczekuje jakieś zmiany, skrętu akcji, Wiśniewski oświadcza że ich oczy spotkały się, a ręce zaczęły się dotykać. A do końca powieści tylko sto, sto pięćdziesiąt stron.
Dojście do tego miejsca jest rzeczywiście zapisane karkołomnymi labiryntami wydarzeń. I to takimi że nie jesteśmy pewni aż do końca. Spotkają się czy nie? Z drugiej strony jednak w jakim celu Wiśniewski prowadziłby narrację dwojga ludzi? Kompletnie różnych, kompletnie nie dających się powiązać. A jednak. Jednak Autor związał te dwa osobne byty, dwa wątki. W jaki sposób? Niech czytelnik osądzi sam.
Mam taki system czytania: pięćdziesiąt stron dziennie, codziennie. Przy powieści Wiśniewskiego nie było inaczej. Mogę jednak zapewnić że "Miłość ..." czyta się szybko, potoczyście. Być może natłok wydarzeń w obu wątkach ( jeszcze przed połączeniem) spowoduje nielichy mętlik w głowie Czytelnika. Lecz ułożenie wspólnego już obrazu, jednolitego(?) nie powinno nastręcać problemu. Pod jednym wszakże warunkiem. Czytelnik powinien być przyzwyczajony do stylu Janusza Leona Wiśniewskiego.
Ja byłem. Byłem po lekturze "Bikini". Poznałem stuczki realizacyjne Autora. A że "Bikini" i "Miłość ..." są podobnie skonstruowane, czytając omawianą powieść, uśmiechałem się od czasu do czasu. Uśmiech pojawiał się gdy rozwikłałem kolejną zagadkę stylistyczną. Tak szczerze powiedziawszy nie było trudno odgadnąć. A to oznacza że powieść Wiśniewskiego łatwo się czyta ( co już pisałem) i można ją polecić wszystkim. To że "Miłość" nie jest wymagająca pod względem formy, nie oznacza że odrzucam ją. Absolutnie, nawet podobało mi się, że Autor "skopiował" architekturę powieści. Po pewnym czasie skupiłem się na treści. Miałem taki luksus, relaks.
O treści już parę słów wypowiedziałem. I nie chcę powtarzać się. Zapraszam zatem Czytelników do lektury. I zupełnie na koniec: czy "S@motność w sieci" ma podobny układ? Jeżeli tak, Wiśniewski wprowadził nowy styl opowieści do polskiej literatury polskiej. Czuje nosem że tak jest. Bo taki układ stylistyczny, który prowadzi Autor jest i zaskoczeniem, ale przede wszystkim inteligentym rozwiązaniem. Nie tylko dla kobiet. Dla mężczyzn również.