Do twórczości Janusza Leona Wiśniewskiego zawsze będę miała ogromny sentyment. Kilka lat temu uwiódł mnie "S@motnością w Sieci", sprawił, że przepadłam i wywołał we mnie emocje, o których istnieniu nie miałam pojęcia. Kiedy więc zobaczyłam na okładce "Miłości oraz innych dysonansów", napis obiecujący, że jest to powieść na miarę tej wyżej wspomnianej, byłam gotowa poruszyć niebo i ziemię, aby tylko móc ją przeczytać, jeszcze raz poczuć się tak jak wtedy, zatracić się i odnaleźć dawno zapomniane emocje…
Akcja nie jest jednostajna, rozgrywa się na wielu polach i kilku płaszczyznach czasowych. Autor zabiera czytelnika w podróż od Berlina, przez Polskę, do Moskwy. Ze szpitala psychiatrycznego w Pankow, wynosi nas na salony, gdzie króluje muzyka poważna, by za chwilę wrócić do biednej krakowskiej dzielnicy. Podczas lektury poznamy wielu bohaterów, ale najważniejszymi z nich będą Struna i Anna. On ucieka ze szpitala psychiatrycznego, aby odnaleźć siebie. Ona, w ogromnej Moskwie, zgubiła się już tak dawno temu, że nawet nie próbuje szukać. Ich drogi przypadkowo się krzyżują, ale dokąd ich to zaprowadzi?
Podstawą "Miłości oraz innych dysonansów" są fantastycznie wykreowani bohaterowie. Nie są to tylko płytkie postacie, bez osobowości i podłoża psychologicznego. Są dopracowani w najdrobniejszych szczegółach, co więcej, są to w przeważającej mierze ludzie niezwykle inteligentni, wrażliwi na sztukę, z wyrafinowanym gustem muzycznym. A jednak borykają się z ludzkimi problemami. Struna, wybitny muzyczny krytyk, ucieka z zakładu psychiatrycznego w poszukiwaniu własnego jestestwa. Anna, pracownica państwowego archiwum, to fascynująca kobieta, żyjąca w Swojej Moskwie, która stanowi dla niej bezpieczny azyl, pozwala uciec od nasilających się problemów w małżeństwie. Sven, genialny naukowiec, który pewnego, feralnego marca stracił żonę i córkę, spadł na samo dno rozpaczy i nie podniósł się po tej tragedii. Na stałe zamieszkał w Pankow i jest dla Struny wiernym przyjacielem. Joshua, choć z pozoru wiecznie naćpany, homoseksualny lekkoduch, kiedy zachodzi potrzeba, dla bliskich robi wszystko. Obojętność? Oni nie wiedzą, co to jest.
To piękna historia. Piękna i przejmująca zarazem. Jeśli ktoś miał do czynienia z twórczością JLW, to nie trzeba mu mówić jak pięknie autor ten potrafi pisać. Słowo jest dla niego dziełem sztuki, obchodzi się z nim delikatnie, niemal z namaszczeniem, ostrożnie dobierając do siebie kolejne wyrazy, tworząc zdania. Słowem buduje nastrój, jakiego próżno szukać u innego polskiego pisarza. Ale nie jest to "S@motność w Sieci", a jedynie próba powielenia pewnych schematów. Choć książka, w ogólnym zarysie była dobra, to niestety trzeba przyznać, że jest wtórna, a co za tym idzie – słabsza. A na pewno nie wprawia w drganie tych strun naszej osobowości, na które tak silnie oddziaływała debiutancka powieść autora. Szczerze mówiąc, nie wiem czy pan Wiśniewski będzie w stanie jeszcze kiedyś zachwycić mnie swoim pisarstwem tak mocno, jak uczynił to za pierwszym razem. Niemniej jednak Janusz Leon Wiśniewski potrafi pisać, to trzeba mu przyznać. Pytanie tylko, dlaczego chce pisać ciągle o tym samym?
"Miłość oraz inne dysonanse" to także opowieść o muzyce. Książka jest nią wypełniona tak, że niemal słychać pewne dźwięki. Niezwykłe jest to, że autor absolutnie nie ulega konwenansom, mimo czasów, w jakich przyszło mu żyć, potrafi pisać o rzeczach ważnych, a w tej powieści te nadrzędne sprawy wyrażone są muzyką poważną. Kto dziś słucha tego gatunku? Odpowiedź na to pytanie mówi jednocześnie w kogo celuje Wiśniewski. On szuka czytelnika z duszą, z rozwiniętą sferą wrażliwości, nonkonformisty potrafiącego jeszcze żyć w zgodzie ze sobą, a nie z modą. Nie jest to literatura dla każdego i wielu ją krytykuje. Ja z całego serca polecam. Ale ostrzegam, smutek wylewający się z kolejnych stron momentami jest przytłaczający…