Ponownie zaczynam lubić panią Maas. Naprawdę. Tak, jak miałam parę obiekcji, co do serii Szklanego tronu, tak tutaj wszystko, jest tak, jak powinno być. Pierwszy tom Dworów pokochałam całym sercem, był fantastyczny, tak drugi tom jest wprost fenomenalny, nawet nie jestem w stanie powiedzieć, jak bardzo, ale to bardzo jestem z niego zachwycona. Nie znalazłam w nim żadnego nawet najmniejszego minusa. Nic, zero i to mi się podoba. Mam nadzieję, że ta seria dalej będzie szła w tym kierunku!
„Dwór Mgieł i Furii” skupia swoją uwagę na wydarzeniach, które miały miejsce po wydostaniu się ze szpon okrutnej Amaranthany. Feyre stała się jedną z fae, stała się nieśmiertelna, a przy okazji posiadła moce, siedmiu książąt Prythaniu. Książka ta przykuwa szczególną uwagę na to, jakie odczucia towarzyszą dzielnej, odważnej, nieuległej dziewczynie. „Dwór Mgieł i Furii” przepełniony jest cierpieniem, bólem, strachem o jutro, koszmarami, szczęściem i radością w jednym. Poznajemy Feyre z innego punktu widzenia, ale zresztą nie tylko ją. W książce pojawiają się także nowe postacie, która z marszu polubiłam.
Feyre przebywa z Tamlinem na Dworze Wiosny, jest tam przez niego uwięziona (dosłownie). Tamlin nie spuszcza jej z oka, jednocześnie nie dostrzegając tego, jak dziewczyna z każdym kolejnym dniem umiera. Feyre budzi się nocami, wymiotuje, nie może spać z powodu sennych koszmarów, dręczą ją wyrzuty sumienie i nikt przebywający w jej otoczeniu nie jest w stanie tego zauważyć, jak cierpi, nawet Lucien. Na ratunek przybywa jej Rhysand, który upomina się o złożoną obietnicę, Feyre ma spędzić tydzień każdego miesiąca w Dworze Nocy. I to okazuje się jej wybawieniem, Feyre ożywa u księcia.
Dochodzi także to momentu, w którym przez długi, długi czas Feyre jest blisko Rhysanda, który stara się jej pomóc. Przedrzeźnia się z nią, prowokuje, rozśmiesza, a nawet rzuca różnymi podtekstami. Dziewczyna, będąc przy jego boku, wychodzi ze swojej skorupy i próbuje rozpocząć od nowa, z dala od Tamlina i Dworu Wiosny. Poznaje także przyjaciół, a zarazem krąg wewnętrzny Rhysanda. Feyre zawiązuje nowe znajomości, poznaje siebie i swoje moce, dowiaduje się różnych, często tragicznych i okropnych historii. Jak już wspomniałam, książka przepełniona jest nie tylko bólem, ale i szczęśliwymi momentami.
Nić porozumienia coraz ściślej zawiązuje się wokół Rhysanda i Feyry, z czego jestem niezmiernie zadowolona, uwielbiam, kiedy ta dwójka znajduje się blisko siebie! Dochodzi nawet do wspaniałego momentu, który wcisnął na moje usta szeroki uśmiech.
Jednym słowem muszę rzec, że „Dwór Mgieł i Furii” jest wspaniały. Tyle się w nim dzieje, że nie nudziłam się ani odrobinę. Z coraz to większym zaciekawieniem śledziłam losy bohaterów i z niecierpliwością wyczekiwałam kolejnych wydarzeń. Nie potrafiłam się oderwać od książki i tym sposobem, jest za mną parę nieprzespanych nocek, ale zrobiłabym to ponownie, chociażby dlatego, aby przeżyć to wszystko jeszcze raz!
Druga część podobała mi się też bardziej dlatego, że mało było w niej Tamlina, a ja nie znoszę tego bohatera, nie podoba mi się jego zachowanie, ani jego pobudki. Nie lubię go i nigdy nie polubię.
Podsumowując nie mogę się doczekać, kiedy sięgnę po trzeci tom i również szybko go przeczytam!