Są książki, które czyta się dla przyjemności, inne dla refleksji, a jeszcze inne – dla emocji. „Dwie kobiety” Hanny Dikty łączą to wszystko w jednej, niezwykle subtelnej, a jednocześnie poruszającej opowieści.
Już od pierwszych stron poczułam, że to historia, która nie podąży utartymi ścieżkami. Losy Ewy i Bogny toczyłyby się równolegle, gdyby nie jeden z tych przewrotnych zwrotów życia, które zmuszają nas do zmian. Ewa, uciekając przed przeszłością, ląduje w Glinkach – maleńkiej wsi, gdzie życie płynie swoim rytmem, a przeszłość wcale nie przestaje ścigać człowieka. Bogna, właścicielka pensjonatu, też dźwiga swój bagaż doświadczeń. Dwie kobiety, które na pierwszy rzut oka niewiele łączy, zaczynają tworzyć między sobą więź – pełną niedopowiedzeń, subtelnych gestów i cichego zrozumienia.
Największym atutem powieści jest właśnie to: cisza między słowami. Hanna Dikta nie epatuje dramatem, nie potrzebuje wielkich scen, by opowiedzieć o samotności, tęsknocie i strachu przed bliskością. Robi to oszczędnie, niemal lirycznie, pozwalając czytelnikowi poczuć emocje, a nie tylko o nich czytać.
To książka o kobietach, ale nie tylko dla kobiet. To opowieść o tajemnicach, które nosimy w sobie, i o tym, jak trudno pozwolić komuś je odkryć. O nieoczywistej przyjaźni, która wcale nie musi być łatwa, by była prawdziwa. O dramatycznych wyborach, które czasem podejmujemy wbrew sobie.
Nie jest to powieść, którą pochłania się w jeden wieczór i zapomina następnego dnia. Jej smak zostaje na dłużej – jak echo niedokończonej rozmowy lub spojrzenie, które mówi więcej niż słowa.
To, co szczególnie mnie ujęło, to sposób, w jaki autorka buduje atmosferę – powolną, pełną napięcia, jakby wszystko działo się w zawieszeniu, na granicy milczenia i wybuchu. Glinka, choć to tylko mała wieś, staje się miejscem, gdzie przeszłość ściera się z teraźniejszością, a każdy gest i słowo mają znaczenie. Nie jest to sielankowa sceneria – to raczej surowe, czasem przytłaczające tło dla wewnętrznych zmagań bohaterek.
Hanna Dikta znakomicie portretuje ludzką samotność – nie tę oczywistą, wynikającą z braku bliskich, ale tę głębszą, zakorzenioną w strachu przed otwarciem się na innych. Ewa i Bogna, choć z pozoru tak różne, mają więcej wspólnego, niż mogłoby się wydawać. Ich relacja jest krucha, budowana na niedopowiedzeniach i wzajemnym wyczuwaniu swoich granic. Autorka nie podaje nam wszystkiego na tacy – wręcz przeciwnie, zmusza do czytania między wierszami, do dostrzegania ukrytych emocji, które buzują pod powierzchnią słów.
Ale „Dwie kobiety” to nie tylko historia o przyjaźni czy trudnych wyborach. To również mocny obraz lokalnej społeczności – ludzi, którzy obserwują, oceniają, ale też wspierają i potrafią zaskoczyć. To świat, w którym tajemnice są jak cienie – zawsze obecne, choć nie zawsze widoczne. Gdy dochodzi do dramatycznych wydarzeń, napięcie narasta, a bohaterki muszą zmierzyć się nie tylko ze swoimi lękami, ale i z konsekwencjami przeszłości.
To książka, która wymaga uważności. Nie jest lekturą łatwą, ale za to niezwykle satysfakcjonującą. Nie znajdziemy tu prostych rozwiązań ani oczywistych finałów. Zamiast tego dostajemy coś cenniejszego – intymną opowieść o kobietach, które próbują na nowo poukładać swoje życie, choć każda z nich robi to na swój sposób.
Po zamknięciu ostatniej strony długo nie mogłam przestać o niej myśleć. To jedna z tych historii, które osiadają gdzieś głęboko w duszy i zostają tam na długo.
Czy polecam? Zdecydowanie. Ale tylko tym, którzy nie boją się literatury, która wymaga uważności i gotowości na emocjonalną podróż.