Orson Scott Card to autor najbardziej znany ze swojej sagi o Enderze. Pisarz, który dobrze się czuje zarówno w czystej fantastyce naukowej (której przedstawicielem jest „Gra Endera”), jak i w połączeniach science fiction i fantasy (np. „Tropiciel”, seria „Powrót do domu”). „Zaginione wrota” należą do tej drugiej kategorii. Stanowią także początek zupełnie nowej serii „Magowie Mitheru”, przeznaczonej głównie dla młodzieży.
Zastanawiające, że kiedyś na świecie wierzono w tak wielu bogów – wszechmocnych i potężnych, ale i ludzkich. W pewnym momencie przestano opowiadać o nich historie, być może z powodu przejścia na wiarę monoteistyczną, lecz może po prostu… stracili oni swoje moce? Rodzina Northów jest jedną z wielu, których obdarzeni drobnymi talentami członkowie żyją w ukryciu przed światem ludzi. Niegdyś wszyscy oni byli potężni, lecz jeden z magów wrót, psotny Loki, zamknął dostęp do mitycznego Westilu, z którego czerpali siłę. Od tej pory rodziny przysięgły zabić każdego, kto wykazuje w sobie choćby odrobinę tego rodzaju czarów. I tak spotykamy Danny’ego, pierwszego od tysięcy lat maga wrót, który odkrywa przypadkiem swoje zdolności i musi nauczyć się z nimi radzić i przeżyć.
Podobnie jak w „Tropicielu”, głównym bohaterem powieści jest nastolatek, który okazuje się mieć w sobie ogromną moc i uczy się, jak jej używać. Chociaż schemat jest bardzo podobny, to książce nie można zarzucić wtórności. Autor wymyślił wszechświat równoległy do naszego, niemal jak ten autorstwa J.K. Rowling, podzielony na czarodziejów i mugoli. W tym wypadku są to magowie i „suszłaki” – tak pogardliwie nazywani są zwykli śmiertelnicy. Żyją zupełnie odrębnie, ale korzystają z dobrodziejstw współczesnej technologii, starając się jednakże ograniczyć jakikolwiek kontakt z ludźmi. Między sobą natomiast rywalizują, skupieni w wielkie rodziny.
Całe zaplecze magii świata książki zostało przemyślane i opisane szczegółowo. W szczególności magia wrót jest intrygująca i wcale nie tak prosta jak się wydaje. Wiążą się z nią niebezpieczeństwa nie jedynie ze strony rodzin, ale i złodzieja wrót, który tylko czeka, aż brama między światami zostanie otwarta, aby pożreć moc maga. Danny jest pomysłowy w korzystaniu ze swoich zdolności, a w nauce otrzymuje niespodziewaną pomoc. Chociaż Card snuje opowieść podobnie leniwym tonem jak w serii „Powrót do domu”, kolejne strony mijają nam szybko, a przygody Danny’ego są emocjonujące.
Gdyby powieść zawierała tylko wyżej wymienione rzeczy byłaby ciekawa, ale nie porwałaby czytelnika. Dlatego świetnym chwytem jest wprowadzenie rozdziałów z perspektywy Kluchy, służącego na zamku. Pozornie zupełnie niepowiązane historie i postacie nadają akcji tempa, a nam zostaje tylko zastanawiać się, jaki jest cel pisarza. A ten jest może trochę przewidywalny, ale nie ujmuje mu to pomysłowości.
Historia o dwóch światach – współczesnym i odpowiadającym średniowieczu, z dwoma głównymi bohaterami i mnóstwem pobocznych, którzy zupełnie nie zostali potraktowani po macoszemu, wciąga i wywołuje wiele emocji. „Zaginione wrota” stanowią zamkniętą całość, ale jako pierwszy tom serii mogą zostać rozwinięte na bardzo wiele sposobów. Podejrzewam, że Danny’ego bezpośrednio już nie spotkamy, ale świat wymyślony przez Orsona Scotta Carda jest niemal bezgraniczny i na pewno przysporzy nam jeszcze wiele wrażeń