Klasyka broni się sama, co utwierdza mnie w przekonaniu z każdą przeczytaną książką coraz bardziej i bardziej. Klasyka powieści tych najlepszych to mistrzostwo pióra, stylu i intelektu. To pewniak, który nigdy (absolutnie) nigdy nie zawiedzie. Tak jest z Nablokovem, Towstojem, Konopnicką, Reymontem... Hamingwayem... Autorów mogę wymieniać i wymieniać i bronić ich dzieł, bo pewnie wiele osób będzie się ze mną spierało o „wielkość” tego, czy owego. Nie omieszkam rycersko wręcz stanąć do walki. Tym razem na warsztat biorę Dostojewskiego i jego powieść „Młokos", o istnieniu której jeszcze niedawno nie miałam pojęcia.
„Młokos”, albo „Młodzik” to książka snuta wokół Arkadiusza Makarowicza Dołgoruskiego, dziewiętnastolatka, który nie znosi bycia młokosem kimś, z kim nie każdy się liczy i którego nikt nie postrzega w kategoriach dorosłego. U progu dojrzałości nadal boryka się w podejmowaniu samodzielnych decyzji, wątpi w siebie, stara się odnaleźć w życiu i pośród wyższych sfer. Szuka swojego miejsca jednocześnie próbując odnaleźć się w relacjach z własnym ojcem, Andriejem Pietrowiczem Wiersilowem. Arkadiusz to jednak nieukształtowany człowiek, który dąży do zerwania ze swoim dotychczasowym życia, jednocześnie nie biorąc za nie odpowiedzialności. Pojawia się wewnętrzny konflikt dobra i zła, rozbieżność myśli z czynami… Wszystko staje się nader trudne. Życie „młodego”, co nie omieszkam wspomnieć, to pasmo porażek. Ten niemający końca spór między pokoleniami, to rozdrażnienie i niezgoda na posłuszeństwo, to wszystko nie buduje w Arkadiuszu siły.
Dostojewski w laboratoryjny wręcz sposób rozłożył na detale psychiczne i moralne zarówno postać młodego pana, jak i reszty bohaterów. Tekst „Młokosa” nie ma sobie równych. To powieść na wskroś przemyślana w każdym szczególe, prowadząca czytelnika niespiesznie, wręcz powoli, nieco melancholijnie, ktoś wręcz powiedział „sentymentalnie”. Dostojewski bierze cię za rękę, jak dobry tata, twoja mała dłoń ginie w jego wielkiej i idziesz nawet w ślepo, bo mu wierzysz. Masz cichą nadzieję na poprawę losów Arkadiusza, chcesz by coś wyrwało go z marazmu i degrengolady. Masz takie ciche nadzieje, lecz pisarz... lecz on...
Ktoś zauważył „(...) że ten młokos za sprawą swojej niedojrzałości, staje się jedną z najdojrzalszych postaci, jakie wykreował rosyjski mistrz”. Ta powieść absorbuje mózg czytelnika w stu jeden procentach, zmusza do skupienia. Charakterystyki bohaterów zostały doprowadzone do perfekcji i choć balansujące na granicy komizmu, to nie przerysowane. I choć nie jest to łatwa książka, powiem nawet szaro-trudna, to warto spędzić z nią wiele, wiele godzin. Tło i tematy poruszane przez Mistrza tematy same barwią się odcieniami burej szarości, co nie wpływa dobrze na czytającego. Jednak dla wytrawnych stanowi to magnes sam w sobie.
Dostojewski wymusza czas, twój czas. Uzurpuje sobie literackim piórem prawo do wyłączności. I dajesz się mu ponieść. Dla mnie ta podróż była niesamowitym doznaniem. Czymś nowym, czymś, co mnie kompletnie pochłonęło i jakoś mną wstrząsnęło. Treść osadziła się we mnie, co lubię. Teraz siedzi mi w głowie i wraca i wraca...
Pochłaniam takie powieść, a tą... pokochałam.