Drzwi do grudnia recenzja

Drzwi do grudnia

Autor: @horror.com.pl ·5 minut
2009-12-10
Skomentuj
Polub, jeżeli recenzja Ci się spodobała!

Nie miałam pojęcia co to znaczy "porządna produkcja", dopóki nie obejrzałam filmu "It's all about Benjamins". Dotychczas dzieliłam filmy, na dobre i słabe, wyśmienite i nędzne, godne polecenia i nie warte uwagi. Teraz jednak wiem, że istnieje nowa kategoria, zwana po prostu "porządnym wykonaniem". Jej przykładem może być książka "Drzwi do grudnia".
Co to znaczy "porządna produkcja?" Nic więcej poza solidną realizacją. Wyżej wspomniany film należy do kategorii "sensacyjne" i nie ma w sobie nic, co wyróżniałoby go na tle innych przedstawicieli tego gatunku. Nie ma w nim ani zbyt wyszukanej fabuły, ani zaskakujących zwrotów akcji, słowem, nie wnosi do sztuki nic, czego byśmy nie znali. Historia jest bardziej przewidywalna niż wciągająca, postaci powielają stare schematy, humor i sceny też są już nam znane. Nie jest to film, który wpisze się na listę prywatnych faworytów, nie będzie też pewnie przychodził nam na myśl, gdy ktoś poprosi nas o polecenie czegoś wartego obejrzenia. A jednak film ten zasługuje na szacunek z tego właśnie względu, że jest solidnie wykonany. Akcja jest tam, gdzie powinna, ani zbyt spokojna, ani zbyt przeładowana zdarzeniami, humor trzyma poziom, aktorzy są wyśmienici, zdjęcia bardzo dobre... Ogólnie ma się wrażenie, że wszyscy, łącznie z kamerzystami, makijażystkami, nagłośnieniowcami i sprzątaczkami zebrali się pewnego dnia w celu realizacji ustalonego zadania i każdy wykonał swoją porcję z godną szacunku rzetelnością. Nic więcej, nic mniej. Uczciwie zapracowali na swoje wynagrodzenie. Dzięki temu, chociaż nic w tej produkcji nowego i zaskakującego, jeśli masz akurat ochotę na dobry film sensacyjny, po którym nie będziesz czuł niedosytu, możesz śmiało złapać za pilota i nacisnąć przycisk play. Odbiorca nie czuje niezadowolenia, mimo, że coś podobnego widział już dziesiątki, a może nawet setki razy. Otrzymuje bowiem to wszystko, czego wymaga gatunek, wyreżyserowane i odegrane przez ludzi, którzy robią to, za co im się płaci i robią to solidnie.
Ten film nieodparcie kojarzy mi się z powieścią Koontz'a "Drzwi do grudnia". Czytałam kiedyś krótki wywiad z tym autorem, który przyznał, że pisze dlatego, bo taki jest jego zawód. Z tego powodu musiał się liczyć z tym, że czasem będzie musiał napisać to, na co nie będzie miał ochoty - jak na przykład zaadaptować scenariusz niezbyt udanego filmu grozy, bo wydawca tak sobie życzy. "Drzwi do grudnia" są właśnie rzetelnie wykonaną pracą, utworem napisanym po to, by się sprzedał, kajzerką wypieczoną przez piekarza, czy ogrodzeniem postawionym przez murarza. Porządna, fachowa robota. Nic poza tym.
Porządna, a więc zachowująca wszystkie wymogi gatunku, które pozwolą umieścić wydrukowaną książkę w dziale "horror". Fabuła jest prosta i nadzwyczaj przewidywalna, nie ma w niej miejsca na zaskoczenie, nic w niej nowego ani porywającego. Mamy więc całkiem przystojną kobietę poszukującą porwanej przez jej szalonego męża córeczki, mamy grupę naukowców i ich sponsorów śniących o władzy i potędze, mamy dziewczynkę obdarzoną paranormalnymi zdolnościami i młodego junaka, czyli prawego i szlachetnego policjanta z wyrzutami sumienia, którzy marzy o lepszym świecie dla całej rasy ludzkiej, gdzie nikt nie musiałby strzelać i chronić innych za tak wysoką cenę jak ludzkie życie, a w końcu mamy jego despotycznego, surowego i zakompleksionego szefa, z którym nasz chojrak ciągle ma na pieńku. Banał? Tak. Nie trzeba być geniuszem, żeby już po takim wstępie stwierdzić, jak to wszystko się skończy, kto się w kim zakocha, kto kogo będzie ratował, a kto zapała żądzą zemsty i zniszczenia.
W tej książce nie ma nic, czego byście już nie przeczytali albo nie obejrzeli. Stare motywy, stare pomysły, stare schematy. A jednak ta powieść to właśnie solidnie wykonana robota. I nawet pomimo przewidywalności i powtarzalności motywów i wątków, czytelnik nie czuje się zawiedziony - otrzymuje dokładnie tego, czego mógłby się spodziewać. Nic nadzwyczajnego, a jednak zbyt dobrze wykonanego, by mówić, że jest do niczego.
Solidny opis sytuacji, dość dobry portret psychologiczny - z naciskiem na naszego dzielnego policjanta, wartka akcja, prosty język, oto główne zalety tej książki. Koontz odwalił kawał dobrej roboty. Narzucił szybkie tempo i dał naszemu bohaterowi krótki czas na uratowanie tych, na którym mu zależy, co sprawia, że książkę po prostu dobrze się czyta i nie chce się przerywać aż do łatwo przewidywalnego końca. To trzeba podkreślić, akcja jest poprowadzona gładko i sprawnie, nie ma w niej zbędnych przedłużeń ani niepotrzebnych postojów.
Język prosty, niewyszukany, ale też nie najgorszy, co sprawia, że tekst chłonie się szybko i gładko. W opisach nie ma ani nic specjalnie rażącego, ani nazbyt oszczędnego, podobnie dialogi są dobrze skonstruowane, a nasz junak bywa miejscami nawet zabawny w swym zaciętym sarkazmie. Jeśli już do czegoś się przyczepić to do postaci naszej małej esperki, która miejscami nie wypada zbyt przekonująco. Autor miał pisać o zmuszanym do eksperymentów z własną mocą dziecku, popadającym w stan swoistego autyzmu, ale nie wyszło mu to zbyt dobrze. Dziewczynka nie przypomina zwykłego dziecka w jej wieku, co akurat jest logiczne, gorzej, że nie zachowuje się zupełnie tak, jak można by się spodziewać po istocie, która przeszła przez takie piekło. Nie zbyt to dobrze, że właściwie najważniejsza persona w tej historii wypada tak mdło i nierealnie. A już kompletnie nie pasuje do niej krzyk: "Jezu, mamo!", pojawiający się w momencie jej wielkiego strachu. Może ja przesadzam, ale nie widziałam nigdy kilkuletniego dziecka, które w momencie zagrożenia, krzyczałoby: "Jezu! Jezu!", zamiast po prostu wołać na pomoc mamę. Tym bardziej kiedy uświadomimy sobie, jak to twardo i sztucznie brzmi po angielsku, scena traci na swej autentyczności. Gdybym nie wiedziała, kto napisał tę książkę, wystarczyłoby tylko dotrzeć do tej sceny, by upewnić się, że autorem jest mężczyzna, a nie kobieta. Kobieta bowiem, nawet niezbyt uzdolniona literacko, nie obeszłaby się z dzieckiem tak szorstko, nie używałaby go tylko jako aktora do odegrania wyznaczonej roli, ale wiedziona wrodzonym instynktem nadałaby mu jakąś głębię, posmak fizyczności.
Pomimo mojego marudzenia, można bez obaw sięgać po tę pozycję. Niczym nie zaskoczy i raczej wątpliwie, by kogokolwiek przestraszyła, ale po prostu trzyma fason, spełnia wymogi i niczym większym nie rozczarowuje. Na pytanie czytać, czy nie czytać, odpowiadam: jeśli masz ze dwie, trzy godzinki wolnego czasu, czytać. Nie powali na kolana, ale pozwoli miło spędzić wieczór.
Polub, jeżeli recenzja Ci się spodobała!

Gdzie kupić

Księgarnie internetowe
Sprawdzam dostępność...
Ogłoszenia
Dodaj ogłoszenie
2 osoby szukają tej książki
Drzwi do grudnia
2 wydania
Drzwi do grudnia
Dean Koontz
8.5/10

Melanie porwano od matki, kiedy miała zaledwie trzy latka. Po sześciu latach odnaleziono chorą psychicznie dziewczynkę, wędrującą nago nocą po ulicach miasta. Melanie nie mówi, prawie nie reaguje na ...

Komentarze
Drzwi do grudnia
2 wydania
Drzwi do grudnia
Dean Koontz
8.5/10
Melanie porwano od matki, kiedy miała zaledwie trzy latka. Po sześciu latach odnaleziono chorą psychicznie dziewczynkę, wędrującą nago nocą po ulicach miasta. Melanie nie mówi, prawie nie reaguje na ...

Gdzie kupić

Księgarnie internetowe
Sprawdzam dostępność...
Ogłoszenia
Dodaj ogłoszenie
2 osoby szukają tej książki

Pozostałe recenzje @horror.com.pl

Zew Cthulhu
ZEW CTHULHU

H.P. Lovecraft zwany mistrzem stylu oraz najciekawszym autorem fantastyki grozy, pisał swe opowiadania bardziej dla siebie aniżeli dla innych. Jest to z pewnoś...

Recenzja książki Zew Cthulhu
Zdradzieckie serce
ZDRADZIECKIE SERCE

"Czerwona śmierć wyludniła i pustoszyła kraj. Nigdy jeszcze tak straszna zaraza nie nawiedziła tych stron. Zwiastunem jej była krew; czerwona, okropna krew. Ch...

Recenzja książki Zdradzieckie serce

Nowe recenzje

Życie, starość i śmierć kobiety z ludu
Nasze życie, starość i śmierć
@Meszuge:

Didier Eribon, wybitny francuski pisarz, filozof, socjolog, wykładowca, napisał książkę tak smutną, tak pozbawioną nadz...

Recenzja książki Życie, starość i śmierć kobiety z ludu
Portrety z łagru
Oligarcha, a potem więzień
@almos:

Ta cieniutka książeczka była w swoim czasie mocno promowana, usiłowano zrobić z jej autora największego rosyjskiego dem...

Recenzja książki Portrety z łagru
Rzeźbiarz kości
Wielka sztuka ukryta w książce😈
@Allbooksism...:

Już poraz kolejny Wojciech Kulawski zachwyca, mnie swoimi dziełami.Z każdą kolejną książką udowadnia, mi że jest bardzo...

Recenzja książki Rzeźbiarz kości
© 2007 - 2024 nakanapie.pl