Kiedy zobaczyłam, że w styczniu wychodzi kolejna książka o przygodach pięciu zwariowanych Natalii miałam ochotę skakać ze szczęścia. Przypuszczam, że każdy, kto czytał książki Olgi Rudnickiej, w tym „Natalii 5”, miał ochotę na podobną reakcję. I w końcu się doczekałam, w moje ręce trafił „Drugi przekręt Natalii”. Cóż, już sam tytuł mówi nam, że co jak co, ale nudzić to my się nie będziemy.
W co tym razem wplątały się siostry Sucharskie? W wielkie kłopoty oczywiście.
Pan Janusz Zawada, wspólnik ich ojca zaginął. W jego mieszkaniu znaleziono zwłoki bez głowy, nad rzeką policja trafia na spalony samochód ze zwłokami w środku i wszystko wskazuje na to, że to właśnie pan Janusz. Nie wiadomo o co chodzi, a jak nie wiadomo o co chodzi to chodzi o? No, tym razem nie o pieniądze. A przynajmniej nie tylko. A kiedy okazuje się, że w przeszłości pan Janusz miał powiązania z gangiem złodziei dzieł sztuki, dziewczyny mają już pewność, że to będzie kolejna trudna zagadka do rozwiązania. Bo przecież nie będą słuchać bredzenia policji o tym, że mają się trzymać od sprawy z daleka.
Minęły dwa lata od wydarzeń, które miały miejsce w książce „Natalii 5”. Dziewczyny nadal mieszkają razem w Mechlinie i właściwie niewiele się zmieniło w kwestii ich wzajemnych kontaktów. Nadal kłócą się aż wióry lecą, z tym, że z czasem zdążyły się już do swoich charakterów przyzwyczaić, więc większość dziwactw zbywają machnięciem ręką. Albo załatwiają głosowaniem.
Wesoło robi się już na początku, kiedy to dziewczyny dowiadują się, że Nata wydała książkę, w której opisała wydarzenia sprzed dwóch lat. Wywołuje to prawdziwą burzę z piorunami, bo dziewczyna nie zadała sobie trudu, żeby trochę zatuszować ciemne sprawki sióstr. Wręcz przeciwnie, opisała wszystko dokładnie tak, jak to naprawdę wyglądało. A w tym wypadku kłamanie policji to będzie najmniejszy z ich kłopotów ;)
Uwielbiam dialogi między siostrami, kiedy Natalie się kłócą, reszta bohaterów nie wie o co chodzi a czytelnik płacze ze śmiechu. A takich sytuacji tutaj nie zabraknie. Humor to jedna z największych zalet powieści Olgi Rudnickiej i to na szczęście pozostaje bez zmian. Niby czytamy o trupie bez głowy, ale jednak nie potrafimy powstrzymać się od śmiechu. Pozwolę sobie przytoczyć tutaj parę moich ulubionych cytatów z tej książki, aby zobrazować wam ten fenomen:
"- Tymczasem przyjeżdżamy, a tu proszę... - Natka wskazała ręką dokoła. - Misie!
- Chyba gumisie - poprawiła ją Nata.
- Mówi się smerfy - oznajmiła z wyższością Magda.
- Mówi się policja - poprawił je Jaglecki, starannie ukrywając rozbawienie. Trzy siostry same wyglądały, jakby wyskoczyły z jakiejś bajki."
„O choleres Chryste Panie, za jakie grzechy takie sprawy na mnie spadają? Inni mają normalne zabójstwa, haracze, przemyt, a my teatralne samobójstwo i stado wariatek!”
To tylko dwa cytaty, gdybym miała wypisać wszystkie, musiałabym przepisać pół książki. Albo więcej. Ale te dwa mi jakoś tak najbardziej zapadły w pamięć.
Fabuła jak zwykle jest bardzo oryginalna i tak pokręcona, jak to tylko możliwe. Gang złodziei dzieł sztuki, zaginione brylanty, trup bez głowy, zaginięcie pana Janusza, śmierć jednego świadka za drugim i między tym wszystkim pięć Natalii i mężczyźni ich życia, z których większość jest policjantami. Nie żeby dziewczyny jakoś bardzo się przejęły faktem, że mają pod własnym dachem pół komisariatu. Ależ skąd. Nadal będą kręcić, oszukiwać, włamywać się i kłamać, a przynajmniej celowo mijać się z prawdą. Taki już ich urok i każdy z mężczyzn musi się do tego przyzwyczaić, albo otrzyma wilczy bilet. Niesamowite jest to, że siostry czasem mają ochotę pozabijać się nawzajem, ale kiedy ktoś inny występuje przeciwko jednej z nich ma do czynienia z gniewem całej piątki. I nie jest to miłe przeżycie.
Niezwykle lekki styl, do którego przyzwyczaiła mnie autorka, sprawia, że książkę czyta się bardzo płynnie i nawet nie zauważa upływu stron. A gwarantuję wam, że te 500 stron minie bardzo szybko. Za szybko. Za nic nie chciałam rozstawać się z siostrami po raz kolejny. Ale taki już ma autorka dar, że jej bohaterki zawsze budzą szczerą sympatię i czytelnik bardzo się do nich przywiązuje. I nie mówię tu tylko o Nataliach. To samo miałam z Martą i Anetą z „Zacisza 13”, czy Beatą i Ulką z „Martwego jeziora” i jego kontynuacji. Do dziś te postaci są bardzo żywe w mojej pamięci, mimo że od przeczytania tych książek minęło już ładnych parę lat.
Jestem przekonana, że jeśli ktoś sięgnął po jedną, jakąkolwiek książkę Olgi Rudnickiej i się zachwycił, to nie będzie mógł oprzeć się też jej pozostałym powieściom. Więc jeśli swoją przygodę z twórczością autorki rozpoczęliście od historii pięciu Natalii, zdecydowanie powinniście sięgnąć też po pozostałe książki. Emocje i świetna rozrywka gwarantowane. Polecam gorąco!!