Serię „Bractwa Czarnego Sztyletu” zapewne każdy zna, albo przynajmniej o niej słyszał. Kultowa, kilkutomowa opowieść o losach członków tajnego bractwa od samego początku zachwycała czytelników czymś nowym, z każdą kolejną częścią zyskując coraz szersze grono fanów. „Droga przeznaczenia” to już dziewiąty tom polskiej wersji tej serii, która skupia się tym razem na losach Johna Mathew i Xhex. Autorka po raz kolejny, nasączając fabułę swoistym poczuciem humoru, stworzyła coś godnego uwagi każdego wybrednego konesera literatury.
John Mathew jest pełen niepokoju. Podczas akcji odbicia Mordha z rąk sympathów zaginęła jego ukochana, Xhex. Lahser, odwieczny wróg Johna, pragnie zmienić ją w uległą mu reduktorkę. Xhex nie chce do tego dopuścić, gotowa jest nawet poświęcić swoje życie. Powstrzymują ją jednak miłe wspomnienia chwil z udziałem Johna. Chłopak za wszelką cenę chce odbić swoją ukochaną, jednak powodzenie tej akcji nie należy do najłatwiejszych…
Każdy tom serii skupia się na losach jednego z członków Bractwa. Tym razem mamy do czynienia z Johnem Mathew, który jeszcze za czasów pretransa trafił do siedziby tajnego zgromadzenia wampirów. Od dziecka sierota i niemowa, po przejściu przemiany stał się rosłym samcem, godnym reprezentowania swojej rasy. Jak i godnym oczu płci przeciwnej. Z cherlawego chłopaka stał się w pełni mężczyzną. Dzięki temu w końcu mógł znaleźć kobietę dla siebie. Mógł, ale nie chciał. Bo od początku był zadurzony w półsympathce – Xhex. Ich losy różnie się układały, każde czuło „coś” do drugiej osoby, jednak aby to okazać potrzeba było do tego więcej… odwagi.
Od początku książki autorka znów powoli wprowadza czytelnika w fabułę, przypominając czasem istotne informacje z poprzednich tomów. Jest to bardzo przydatna czynność, gdyż po dłuższej nawet przerwie między kolejnymi częściami nie trzeba sięgać po ostatni tom, aby domyśleć się, o co chodzi. Ponadto pokierowanie akcji tak, aby skupiało się na losach owej głównie występującej dwójki a jednocześnie nie tracąc kontaktu z pozostałymi postaciami, wyszło autorce celująco. Główny motyw miłości i tęsknoty za ukochaną osobą nie zdominował całej opowieści, jest wszechobecnie panującym wątkiem, jednak z przyjemnością można spostrzec, że pozostałe wątki, te poboczne, zostały wkomponowane w taki sposób, że nie tracą na wartości. I tym samym fabuła nie nudzi.
Akcji jak zwykle było sporo, jednak autorka dozowała ją w każdym rozdziale, aby nie wyszła z tego pogoń za jakąkolwiek przygodą bohaterów. Wartko płynie do przodu, nie pozwalając czytelnikowi się nudzić, ale przede wszystkim nie pozwala oderwać się od książki. Każdy rozdział, a zwłaszcza jego koniec zwiastował coś ciekawego, co tylko podsycało ciekawość odbiorcy. Dzięki takiemu obrotowi sprawy lekturę można pochłonąć w naprawdę ekspresowym tempie.
Styl pani Ward jak zwykle emanuje świeżością i lekkością w pisanym słowie. Czyta się go szybko, a zwłaszcza zrozumiale. Prosty język pozwala na odbiór tekstu czytelnikowi w każdym wieku. Ponadto specyficzne poczucie humoru autorki odbija się na kreowanych postaciach, dzięki czemu powstają komediowe, pełne śmiechu momenty, jak i ciekawi bohaterowie.
„Droga przeznaczenia”, tak jak i pozostałe części serii, są naprawdę godne polecenia. W dobie mody na książki o wampirach, ta zdecydowanie odbiega od stosowanych często przez autorów schematów. Owszem, są wampiry, tak popularne ostatnimi laty, jednak są całkiem „inne”, a przede wszystkim osadzone w zupełnie ciekawszym świecie przedstawionym. Do przeczytania zachęca również język autorki, który przemawia do każdego. Czytając serię pani Ward nie można trafić na „trudne” do rozczytania momenty. I choć zawierają liczne wulgaryzmy i sceny erotyczne, których z każdą częścią ubywa, nie odstraszają tak jak inne książki. Nie odbierają przyjemności z czytania. Dlatego zachęcam gorąco do przeczytania tej części fanom serii, którzy jeszcze tego nie zrobili oraz osobom, które przygodę z Bractwem dopiero rozpoczną. Naprawdę warto.