Na Dostojewskiego trzeba mieć odpowiedni nastrój, bo te światy, jakie autor przedstawia zawsze w swoich powieściach, to światy zwariowane, według mnie. Wszyscy tam zachowują się irracjonalnie i lekko szalenie. I te ich rozmowy, dziwaczne, wydumane, patetyczne, lekko szalone. Tam każda z postaci zdolna jest niespodziewanie zrobić coś szalonego. I chyba dlatego te powieści tak fascynują, bo czujemy się normalniejsi od nich. Cokolwiek by się działo w naszym prawdziwym życiu, to i tak jesteśmy normalniejsi niż bohaterowie Dostojewskiego.
Tutaj, w 'Młokosie', mamy sześciusetstronicową opowieść o dziwnej rodzinie, patchworkowej, jak byśmy to teraz powiedzieli i o młodym chłopcu, tytułowym młokosie , Arkadiuszu, który poszukuje tożsamości i autorytetu. Bardzo ta jego postać wydała mi się współczesna. To chłopak, który wychowywał się bez ojca, a ojca w sumie nie miał, bo ten który dał mu nazwisko, nie był jego ojcem, a prawdziwy ojciec zachowuje się jak błazen i przyjaciel domu. Matkę Arkadiusz ubóstwia, ale nie znał jej dobrze, bo matka go nie wychowywała. Pokazane zostały relacje rodzinne. Mówią do siebie 'wy', jedno jest ostrożne wobec drugiego. O ważnych sprawach milczą, omijają. To chyba jest przyczyną bałaganu umysłowego chłopca, to omijanie tematów. Prawdziwy ojciec Arkadiusza to dziedzic Wiersiłow, człowiek z wyższej klasy społecznej, którego tytuł szlachecki nie przysługuje synowi. Bez tego tytułu chłopak nie ma szans na ożenek z kobietą, która go fascynuje.
Ogólnie patrząc na powieść 'Młokos', to jest ona taka jak i inne książki Dostojewskiego, czyli szalona, ale i fascynująca. Po raz kolejny zdumiał mnie świat Rosji carskiej. Dostojewski pisze sporo o pieniądzach, o tym ile kosztuje komorne, ile płaci się za służbę, ile wynosi pensja, i to wszystko to są marne grosze, bo prawdziwym źródłem utrzymania są tam spadki. Spadek pojawia się w każdej książce Dostojewskiego i są to tysiące rubli, podczas gdy te pensje to pojedyncze ruble. Pytanie moje więc brzmi: SKĄD SIĘ WZIĘŁY U ROSJAN TE TYSIĄCE, SKORO NIE Z PRACY? I dlaczego nadal tak jest?
Arkadiusz, tytułowy młodzik, mówi na początku książki, że ma ideę na życie. Ale cała powieść nie realizuje w ogóle tej idei, ale pokazuje jego ojca Wiesiłowa. Zakończenie też. Sprawdziło się moje podejrzenie co do osoby Arkadiusza, że nie był to ani chłopak głupi, jak o nim mówili bliscy w książce, ani zły, tylko szukał prawdy w świecie. Ciągle słyszał wielkie słowa, a mało czynów. Stopniowo dowiaduje się kto jest kim i co znaczą te idee. Że to fikcja. Książka kończy się dziwnie, bo i cała jest dziwna, tak jak ten cały świat rosyjski w świecie Dostojewskiego jest dziwny. Młokos był całkowicie normalny, choć podejrzewał siebie o niedostosowanie społeczne, ale był normalny w tym nienormalnym świecie. To ci 'dostosowani' byli w istocie szaleni: ogarnięci szaleństwem pieniądza, zła albo namiętności.
I jeszcze jeden ważny wniosek wypłynął z książki: taki, że jeden człowiek może kochać jednocześnie dwie osoby: jedną rozsądnie, a drugą szalenie. I najgorsze jest to, ze tacy schizofrenicy nie ujawniają się na pierwszy rzut oka, że fascynują, przyciągają, aż jest za późno.