Ta książka mną wstrząsnęła. Przeczytałam ją w 1 dzień (a pomimo jej małej objętości rozplanowałam to sobie na 3 dni), ponieważ nie byłam w stanie się od niej oderwać. Jest przepełniona napięciem. Jednocześnie lektura cały czas mnie przerażała, bardzo się wczułam w fabułę.
Muszę przyznać, że na samym początku czytania uderzyła we mnie mocna bezpłciowość. Informacja, przeskok, informacja, przeskok, informacja. Przywołało mi to na myśl formę notatek. Jednak to był po prostu taki konkretny wstęp. Mocny przełom w moim podejściu do lektury, jak i w którym tak naprawdę się ona rozpoczyna, mamy w sytuacji z lodziarzem, daruję sobie spoiler.
Od tego momentu czuję się jakbym czytała literaturę grozy. Z pozoru sielankowe życie 4-osobowej rodziny, a tak naprawdę mają diabla w domu, ale to co mną najbardziej wstrząsnęło, to nawet nie fakt znęcania się, ale jak wszyscy w domu ze spokojem do tego podchodzą, do tego rytuału. Książka napisana jest z perspektywy 10-letniej dziewczynki, swoją drogą dość inteligentnej, w związku z czym może ona wydawać się trochę niepełna, ale po prostu dzięki temu widzimy sytuację, którą dostrzega główna bohaterka.
Ojciec, zapewnia byt rodzinie, dla dzieci początkowo jest całkiem dobry, jednak rygor i życie na pokaz musi być, problem zaczyna się kiedy na dłużej trzyma go rzeczywistość i zatęskni za polowaniem, wówczas sam zachowuje się jak zwierzę wobec własnej żony. Z biegiem lat zaczyna wychowywać swojego dziedzica na podobny sobie typ człowieka. Córkę za to traktuje z coraz większym obrzydzeniem im bardziej zaczyna od niego odstawać, czy to przez kwestię intelektualną czy choćby płci.
Matka, która przyjmuje znęcanie się nad nią bez słowa skargi. Kobieta, która swoje jedyne ukojenie znajduje w zwierzętach, które przynoszą jej szczęście. Przykre, że jej własne dzieci czują do niej pogardę. Przedstawiona jako ta niewykształcona, więc po prostu głupia, osoba, której nie da się lubić. Zwróćmy uwagę na to, że jest to jej obraz przedstawiony nam przez córkę. Z biegiem lat jednak zbliża się do matki małymi krokami, w związku z czym i jej obraz zaczyna być bogatszy, są to co prawda bardzo małe kroki, ale odkrywają w sobie wzajemną czułość i po prostu miłość.
Sytuacja z lodziarzem, właściwie przełomowa w życiu naszej bohaterki sprawia, że jej brat całkowicie się zmienia. To właśnie z tego względu obrała sobie ona za cel pewne marzenie. Marzenie, które pomoże przywrócić jej brata. Ponieważ od tej tragedii to już nie jest jej brat, a jedynie ciało opanowane przez robactwo, jak to ona tłumaczy sobie zmianę, w która w nim zaszła. Chłopak stał się tyranem, katem dla bezbronnych, siostra z miłości go broni, tłumacząc sobie, że to wszystko się odmieni, nic z tego się nie wydarzy, a ona odzyska brata.
Obserwujemy najważniejsze etapy w jej życiu, widzimy jak dojrzewa. Jej dobre, jak i złe decyzje. Mimo to nie odczułam potrzeby oceny jej postaci. Właściwie odczułam, że nie mam prawa jej oceniać.
Podobało mi się, że autorka nie przeznacza zbędnego czasu nad nieistotnymi kwestiami, w związku z czym mamy tutaj dość duże przeskoki czasowe, ale to jedynie działa na korzyść tej książki.
Szkoła przetrwania, z którą zmierzyła się bohaterka, czy to ta życiowa, czy choćby ta w środku nocy w lesie, wydaje się mocno nieodpowiednia i szokująca. To co przygotował ojciec dla córki było po prostu tyrańskie. Muszę jednak dodać, że wnętrze, które odkrywa w sobie nasza bohaterka na tyle mnie zaintrygowało, że czuję po prostu niedosyt.
Finał jest mocny. Nie tyle szokujący, co po prostu mocny.