Co może być lepsze od połączenia romansu z fantastyką? Dołożenie do tego kryminału i postawienie śledztwa na pierwszym planie.
To nie jest moje pierwsze spotkanie z Sarah J. Maas. Jej wcześniejsze książki mnie oczarowały, a stworzone przez nią światy idealnie trafiały w moje upodobania. Dlatego do kolejnej jej twórczości podchodziłam optymistycznie.
Bryce Quinlan żyje w miejscu, w którym świat ludzi i istot magicznych zmieszał się, a nadprzyrodzeni stali się panami. Sama jest pół Fae, przez co musi znosić wiele upokorzeń. Pewnej nocy w niewyjaśniony sposób zostają zamordowani jej przyjaciele. Podejrzany zostaje ujęty i ukarany. Jednak po dwóch latach w całym mieście dochodzi do podobnych morderstw. a Bryce musi dowiedzieć się kto jest za to odpowiedzialny.
Księżycowe miasto jest stanowczo inne. Przede wszystkim mocniejsze i nie bez powodu uznane za pierwszą książkę Maas dla dorosłych (moim zdaniem seria Dworów też nie pasuje do kategorii dla młodzieży). Mnoga ilość przekleństw wbrew pozorom nie jest rażąca. Wręcz przeciwnie, nadaje realności postaciom. Nie są to dobre, bajkowe stworki, ale niebezpieczne istoty. Ich różnorodność i poprzez nie nawiązanie do wielu mitologi oraz kultur eliminuje monotonność i uatrakcyjnia cały świat, jednocześnie sprawiając, że przy tylu postaciach czasem można się pogubić kto jest kim.
Akcja rozwija się długo. Na wstępie poznajemy cały świat, jego historię i prawie wszystkie postaci. 300 stron wstępu patrząc, że łącznie pierwszy tom (podzielony w Polsce na dwie części) ma prawie 1200 stron to nie wiele. Ale... Nie wiem czy jest sens aż takiego rozwijania i przyzwyczajenia nas do osób, które (nawet według opisu) autorka i tak ma zamiar zabić. Jedyny plus tego zabiegu jest taki, że widzimy wewnętrzną zmianę głównych bohaterów i tego jak dojrzewają.
Nie mniej jednak dla fanów tej autorki jest to coś nowego. Fundamentem oczywiście jest fantastyka. Romans został odłożony na dalszy plan, a kluczem całej opowieści jest kryminalne śledztwo. Pomijając, że to urban fantasy nie różni się ono niczym od dobrego kryminału lub thrillera. Prowadzenie sprawy ma ręce i nogi, co róż zaskakują nas nowe fakty, a mroczna przeszłość i życie bohaterów jeszcze bardziej podsyca naszą ciekawość. Maas odeszła delikatnie od tego, co oferowała nam dotychczas. Bardziej skupiła się na zdarzeniach niż relacjach. Niewątpliwie jest królową w tym, co robi, ale dyskusyjne jest o, czy taka zmiana wyszła jej na dobre. Styl jest tak samo ambitny jak wcześniej, fani są przyzwyczajeni do sporej ilości stron, ale jeżeli ktoś zakochał się w baśniowości Sarah tu mu tego zabraknie.
Polskie rozwiązanie podziału tomiszcza na dwa, dzieląc w ten sposób bezsensownie wątek to strzał w kolano i gwóźdź do trumny. Naprawdę nie widzę sensu tego podziału i mnie by to nie zachęciło do kupienia kolejnej pozycji (chwała Bogu, że ebook jest w całości). Gdyby chociaż dali jeden rozdział z kolejnego działu (pierwszy rozdział z drugiej części), w którym naprawdę się dzieje, myślę, że podziałałoby to jak zapalnik. Niezachęcony czytelni, to stracony czytelnik.
Za szybko jest, by powiedzieć czy polecam Księżycowe Miasto ( ale Sarah J. Maas polecam zawsze i wszędzie), bo nie skończyłam jeszcze drugiej części. Mówić: "Tak! Biegnijcie do księgarni i kupujcie!", po przeczytaniu połowy książki to nie za bardzo w moim stylu i wbrew mnie. Czy warto po 560 stronach? Jako fanka urban fantasy i miłośniczka Patricii Briggs twierdzę, że tak. Świat, postaci i historia są niesamowita, przebieg nieco mniej, ale to nadrabia stylem. Jeżeli lubicie grube księgi, fantastykę czy tę autorkę powinniście spróbować.
Książkę otrzymałam z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl