Po najnowszą powieść Katarzyny Janus "Błękitny dom nad jeziorem" sięgnęłam podczas mojego kilkudniowego wypadu na Mazury. Pomyślałam, że fajnie będzie przeczytać jakąś mazurską opowieść odwiedzając Mrągowo, Mikołajki, Giżycko, czy Ryn. I powiem szczerze, że był to naprawdę dobry pomysł, a sama lektura dostarczyła mi sporo przyjemności.
Trzydziestokilkuletnia Antonina przenosi się z Leszna do małej miejscowości Mrówki nieopodal Mrągowa. Dom z duszą odziedziczony po zmarłej ciotce z zaniedbanym ogrodem urzeka bohaterkę swoją atmosferą i sporym potencjałem. Tosia od samego początku ma pomysł na to miejsce i konsekwentnie, krok po kroku, dąży do realizacji zamierzonego celu. A że pieniadze ze spadku pozwalają na wyremontowanie i adaptację tej nieruchomości na pensjonat bohaterka od razu zabiera się do pracy. Na jej drodze niespodziewanie pojawia się Kuba - tajemniczy mężczyzna, który deklaruje pomoc przy remoncie, ale jednocześnie ukrywa swoją prawdziwą tożsamość. Potem do błękitnego domu Antoniny trafia pobita przez chłopaka Zosia - sprzedawczyni z miejscowego sklepu, a za jakiś czas także spodziewająca się dziecka Paulina, która przyjeżdża na Mazury za ojcem swojego dziecka. W ten sposób Tosia zyskuje prawdziwe przyjaciółki i pomocnice. Wszystko wydaje się dobrze układać, jedynie burzliwa relacja z Kubą - facetem, który z jednej strony przyciąga Tosię, z drugiej ją odpycha, wprowadza do życia bohaterki sporo zamieszania...
"Błękitny dom nad jeziorem" wydaje się z pozoru bardzo zwyczajną historią o popularnej fabule. I gdyby nie pewien stary pamiętnik odnaleziony na strychu, który przenosi Antoninę, a wraz z nią także nas, czytelników do czasów sprzed II wojny światowej, powieść zapewne nie wyróżniałaby się zbytnio. Notatki w dzienniku opisujące historię romantycznej miłości polskiej dziewczyny i Niemca o żydowskim pochodzeniu intrygują i zastanawiają podobnie jak historia dwóch osobliwych precjozów - pamiątek rodzinnych sprzed lat. Czy to możliwe, aby męski złoty zegarek marki Rolex oraz unikatowa damska bransoletka wytwarzały między sobą szczególne oddziaływanie?... Jedno jest pewne, dzięki tym historiom, niby pobocznym, ale jednak znaczącym książka bardzo zyskuje w ostatecznym odbiorze.
Moim zdaniem to właśnie zdarzenia z dawnych czasów najbardziej ciekawią w tej powieści i żałuję, że autorka potraktowała je tak marginalnie. Myślę, że rozbudowanie płaszczyzny dotyczącej czasów przedwojennych oraz jej uszczegółowienie sprawiłoby czytelnikom ogromną frajdę i uczyniło tę opowieść jeszcze lepszą i jeszcze bardziej interesującą. Zabrakło mi też trochę takich typowych mazurskich klimatów, opisów niektórych miejsc, atmosfery tamtych miasteczek. Zamiast podróży do Sztokholmu, gdzie autorka wysłała bohaterów, wolałabym po prostu dłużej delektować się Mazurami.
"Błękitny dom nad jeziorem" to powieść, po którą warto sięgnąć. Ta bardzo przyjemna historia sprawi, że zwrócicie uwagę na to, co w życiu ważne. Być może zdobędziecie się na to, aby kogoś przeprosić, albo komuś wybaczyć. Być może uwierzycie w zwykłą ludzką życzliwość i dobro, którym warto się dzielić. Być może zastanowicie się nad własnymi emocjami, problemami i zdecydujecie na zmiany. Być może otworzycie się na świat i ludzi. A na pewno spędzicie bardzo miłe chwile w towarzystwie nietuzinkowych bohaterów, którym nie zawsze wszystko się udaje, ale których po prostu nie można nie polubić.
Książka Katarzyny Janus miała swoją premierę przed kilkoma dniami, więc czeka już na Was w księgarniach. Polecam jej lekturę przede wszystkim wielbicielom powieści obyczajowych z tajemnicą w tle. Jeśli zagadki sprawiają Wam frajdę, to znajdziecie je wśród mazurskich lasów i łąk w "Błękitnym domu nad jeziorem". Warto tam zajrzeć!