„Dom nad błękitnym morzem” to książka autorstwa T. J. Klune, wydana przez Muza You&Ya i Papierowy Księżyc.
Linus Barker pracuje w Wydziale Nadzoru nad Magicznymi Nieletnimi. W zasadzie prowadzi spokojne, choć nudnawe życie. Wszystko zmienia się w momencie, kiedy Niezwykle Ważne Kierownictwo zleca mu tajną misję. Linus ma zweryfikować, czy dzieci z sierocińca na wyspie Marsyas faktycznie są tak niebezpieczne, za jakie są uważane. Mają one rzekomo doprowadzić nawet do końca świata! Nic dziwnego, że ich istnienie jest trzymane w tajemnicy.
Linus Baker jest osobą, którą polubiłam od samego początku. Chciałabym towarzyszyć mu w wyprawie, bezpośrednio obserwować jego przemianę i rozwijającą się relację między nim a dzieciakami. Linus bowiem, podczas tej wyprawy, doświadcza prawdopodobnie większej ilości doznań niż przez całe swoje dotychczasowe życie. Wcześniejsze ciągłe pisanie raportów, siedzenie siedemnaście lat przy biurku w pomieszczeniu, w którym nie mógł się nawet swobodnie poruszać i sporadyczne wyjścia do sierocińców, zostają zastąpione eksplorowaniem niesamowitego miejsca i poznawaniem osób, które są demonizowane.
Linus jest ograniczany, kontrolowany przez całe swoje życie. Tajna wyprawa jest dla niego przerażająca (zdarza mu się nawet już na samym początku zemdleć podczas czytania akt!), ale jest również dla niego szansą. Szansą, o której nawet nie śmiał marzyć.
Bardzo podobał mi się humor, który pojawia się w książce. Zabawne sytuacje i dialogi, niesamowicie oryginalna postać Linusa, a także to, że książka jest niesamowicie wciągająca, sprawia, że nie chcemy odkładać książki ani na sekundę. Kiedy pierwszy raz przeczytałam nazwę „Niezwykle Ważne Kierownictwo”, pomyślałam, że to autentycznie jakiś błąd, czy niedopatrzenie. A tutaj nie dość, że mamy dystans, to jeszcze ukazanie realiów w dość prześmiewczy sposób, przejawiający się nawet za sprawą postawy szefowej Linusa. Bardzo mi się to podobało.
„Dom nad błękitnym morzem” to książka niezwykle urocza, momentami dość przewidywalna czy też przerysowana, ale w granicach rozsądku. Dla mnie to przerysowanie akurat było pozytywnym aspektem książki. Tutaj z każdej strony wylewa się czarny humor, bezpośredniość. Czytałam kilka opinii, których autorzy pisali, że nie mogli na początku wczuć się w historię, a jak dla mnie, to już pierwsze strony były intrygujące. Nie mogłam się doczekać, co będzie dalej. Chciałam poznawać Linusa, jego otoczenie, a później – poznawać tajemnice wyspy Marsyas.
Świetne jest to, że dzieciaki zmieniają postrzeganie Linusa, a sam Linus również wpływa na życie dzieci. Ci, którzy mogliby wydawać się zupełnie z innej planety, znajdują nić porozumienia. Nie brakuje oczywiście przerażająco komicznych, czy też komicznie przerażających sytuacji w tym wszystkim. Nie brak także tych, które okrywają nas jak kocyk utkany z nadziei.
Autor postawił także na przedstawienie ważnych kwestii w delikatny, przystępny sposób. Poszukiwanie siebie i własnego miejsca na ziemi, zderzenie z krytyką i brakiem tolerancji, potępienie nieznanego, walka ze stereotypami, odmienne postrzeganie normalności, ale również budowanie się relacji, zrozumienia, odwagi. Autor pokazuje, że każdy z nas jest wyjątkowy, zasługuje na szacunek, miłość i akceptację, zamiast ciągłego oceniania po pozorach i krytykowania. To, co wydaje się przerażające, może być po prostu czymś, czego nie chcemy zrozumieć, a uprzedzenia, etykietki i brak tolerancji wcale nie ułatwiają sprawy.
Jeśli macie ochotę na wciągającą, angażującą książkę, która jest przepełniona magią, czarnym humorem, ale też i nadzieją, to sięgnijcie po „Dom nad błękitnym morzem”.
Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu You&YA i Papierowy Księżyc.