Zastanowiłam się przez chwilę, czy pisarza recenzowanej przeze mnie publikacji trzeba przedstawiać. Czy są jeszcze tacy, którzy nie znają Grahama Mastertona, autora ponad stu książek: thrillerów, horrorów oraz powieści historyczno-obyczajowych. Autora wielokrotnie nagradzanego za swoje opowiadania i powieści. Autora, którego nazwisko mnogo przewija się na bibliotecznych i księgarskich półkach oraz w wirtualnej rzeczywistości. A więc, czyż trzeba go przedstawiać…?
Zaprezentuję za to „Dom kości” – powieść jego autorstwa, a jak sam tytuł wskazuje, nie będzie tutaj mowy o bajkowym domku. Poprzez swoisty koszmar na ziemi poprowadzi nas John, młodzieniec marzący o zostaniu gwiazdą rocka. By przybliżyć realizację życiowych planów rozpoczyna on pracę w agencji nieruchomości. Jak się okazuje domostwa oferowane przez jej właściciela skrywają mroczną tajemnicę. Podczas wyburzania jednego z nich, robotnicy natrafiają na kilkadziesiąt ludzkich szkieletów. Zamurowanych w ścianie, pochodzących sprzed wielu, wielu lat bądź kilku miesięcy. To makabryczne odkrycie to zaledwie początek, wszak w innych domostwach ze specjalnej listy kryją się równie okropne rzeczy. I nie są to tylko kości.
Moja wstępna opinia o powyższej lekturze, zawiera się w następującym cytacie: „czytałam mnóstwo powieści grozy, ale na nic podobnego się nie natknęłam”. I jest to prawda. Przerabiałam już nawiedzone domy, zamki, były i klątwy, było szaleństwo, straszliwe pułapki, a tu proszę – sięgnięto po coś ze skraju nauki, historii i ezoteryki. Czy było groźnie? Nieprzesadnie, ale za to było tajemniczo i nawet trochę magicznie…
Bohaterowie książki wpadają w wir dość niezwykłych wydarzeń i przyznaję, że do pewnego momentu ciężko jest znaleźć logiczne wyjaśnienie niektórych z nich… Człowiek czyta stronę za stroną i coraz trudniej mu uwierzyć w to, co czyta. Bynajmniej nie dlatego, że historia jest źle napisana, ale dlatego, że jest tak nieprawdopodobna, że ciężko wejść w jej klimat. Do czego zmierzam, ano do tego, że najpierw swoje musiałam sprawdzić w różnych źródłach, by rozwikłać wszystkie wątpliwości. A mowa o liniach sił magnetycznych, biegnących pod ziemią – zwanych liniami ley, o miejscach mocy, ale i o praktykach Druidów, czy Stonehenge. I choć Masterton bardzo dobrze kreśli nam wiedzę o wszystkich tych zagadnieniach, to dla własnej pewności trzeba co nieco doczytać, by uzmysłowić sobie, co też jest fikcją, a co prawdą. Rzecz jasna, jest to opcja dla tych bardziej wnikliwych czytelników, pozostałym z pewnością wystarczą treści zaserwowane przez autora.
Reasumując - „Dom kości” dostarcza nie tylko solidnej dawki „rozrywki”, ale i wielu ciekawostek, jak choćby tych o liniach mocy przecinających Wielką Brytanię.
Dla żądnych grozy wspomnę jeszcze, jak to jest z atmosferą upiorności, czy narracja przyprawia o szybsze bicie serca i nerwowe zerkanie na ciemne zakamarki pokoju? Wszystko zależy od stopnia lękliwości odbiorcy. Masterton czerpie z wielu sprawdzonych chwytów dobrego horroru, a więc jest odpowiednio budowane napięcie, są nagłe ataki, cienie czające się tuż za rogiem, a wszystko to momentami potrafi wytworzyć przeraźliwy nastrój.
Warto też nadmienić, iż do książki dołączono trzy opowiadania pisarza, a są nimi: „Szara Madonna”, „Kształt bestii” i „Pośpieszny Potwór”. Jest to nie lada gratka dla fanów mocnych wrażeń – taki deser owiany grozą, wzbudzający lęk przed nieprzewidywalnością świata. I choć sam autor uznał „Dom kości” za lekturę napisaną z myślą o młodszym czytelniku, to niejednego dorosłego może ona przyprawić o dreszczyk.