"To nie jest kolejna książka o ratowaniu świata!"
"Witaj w świecie, w którym demony są analfabetami, nekromanci nigdy nie trzeźwieją, a bohaterowie są zawsze gotowi ryzykować życiem. Cudzym."
Prawda, sama prawda i tylko prawda. "Taniec marionetek" Tomasza Nizińskiego to jedna z najbardziej nietypowych książek jakie przeczytałam w ostatnim czasie. Nie znajdziecie tutaj herosów, ludzi obdarzonych niesamowitymi mocami, heroicznych, bezinteresownych i wypełnionych po dziurki w nosie altruizmem. Nic z tych rzeczy. I chrońcie nas bogowie przed takim dowódcą jakim jest Isevdrir Norgaard. Też sobie połamaliście język wypowiadając to na głos? :)
A jaki jest Is, swoją drogą główny bohater i narrator niniejszej opowieści? Jeśli chcecie żeby się wszystko posypało, niejednokrotnie z hukiem, wyślijcie do realizacji zadania Siódmy Regiment z Norgaardem na czele. O swoje życie też będziecie się musieli troszczyć sami, no chyba, że Is będzie Was do czegoś potrzebował. To tak z grubsza, resztę jego atutów musicie odkryć sami. I jestem pewna, że będziecie sie przy tym dobrze bawić.
Niewątpliwą zaletą "Tańca..." jest kreacja bohaterów. Są zróżnicowani charakterologicznie i chociaż Ci bohaterowie, którzy najczęściej biorą udział w wydarzeniach, nie są tak do końca tymi pozytywnymi, to bez wątpienia dają się lubić. Czytanie dialogów to sama frajda i niejeden czytelnik zachichocze pod nosem podczas lektury. O Siódmym Regimencie, którym dowodzi Is mówi:
"Byliśmy mieszanką wszystkich ras i kultur obecnych na Kontynencie, co sprawiało, że dość mocno wyróżnialiśmy się na tle homogenicznej rasowo prowincji, a nawet całego królestwa."
Dla tych, którzy lubią akcję sporo się tu znajdzie dynamicznych scen. Najczęściej są one związane z działalnością żołnierzy z Siódmego Regimentu, co nie będzie dla Was takie niezwykłe, kiedy tylko poznacie ich bliżej.
Niejednokrotnie podczas czytania uśmiechałam się pod nosem, bo książka napisana jest swobodnie i lekko. Chociaż, nie ukrywam, że szczękościsku dostawałam, gdy bohater zaczynał kolejną dłuuugą opowieść mającą na celu czytelnikowi przybliżyć specyfikę świata, czy przeszłe wydarzenia, których implikacje w istotny sposób wpłynęły na bieżącą sytuacje.
Jeśli należycie do grupy czytelników, których "uszy bolą" od wulgaryzmów zastanówcie się zanim sięgnięcie po książkę. Ja ze swojej strony powiem tak: nie wyobrażam sobie tej historii bez soczystych bluzgów rzucanych przez bohaterów.
Świat stworzony przez Tomasza Nizińskiego jest niebywale dopracowany, a sytuacja polityczna w miejscu głównej akcji jest dobrze przemyślana, aczkolwiek mocno skomplikowana i trzeba uważnie śledzić co główny bohater ma do powiedzenia. Były momenty, gdy przestawałam rozumieć co czytam i musiałam na chwilę odłożyć książkę i zrobić odpoczynek od fabuły.
Chociaż objętościowo książka nie jest duża, to zdecydowanie nie jest to lekka lektura. Sytuacja polityczna, zwalczające się grupy, rodzący się nowy porządek, działanie poza prawem, podejrzane sojusze i intrygi to podstawa tej opowieści. W to wszystko zostaje wplątany (na własne życzenie, a może jednak ktoś to dla niego zaplanował?) Norgaard.
"Dlaczego mam wrażenie, że jestem popychany w ustalonym przez kogoś kierunku? I co ważniejsze, dlaczego całkowicie się na to zgadzam, mimo, że zdaję sobie sprawę z tego, co się święci?
Zapewne coś pominęłam, o czymś nie wspomniałam, ale tym co musicie wiedzieć i co jest najważniejsze jest to, że zdecydowanie warto sięgnąć po "Taniec marionetek" Tomasza Nizińskiego. Autor wykonał bardzo dobrą robotę tworząc dopracowany świat i nieoczywistych bohaterów, pełnych wad (jak tak myślę, to wad mieli więcej niż zalet), ale i wzbudzających sympatię. Akcja i dialogi równoważą sporą ilość opisów i przedstawiania historii nie tylko regionu, ale i sytuacji politycznej, a także i religijności. Zdecydowanie nie jest to książka dla tych, którzy lubią mieć zaraz na początku podane na tacy kto, co, z kim, dlaczego i od którego pokolenia. Tutaj wszelakie informacje dawkowane są nam w kawałkach i trzeba cierpliwości by je poznać i złożyć w całość. A całość okraszona jest specyficznym humorem dodającym historii pewnej lekkości.
Czy polecam? Naturalnie, że tak, choć książka nie każdemu jednakowo przypadnie do gustu.