"Narzeczona na chwilę" to debiut Moniki Serafin, a zarazem pierwsza część serii. Książka ma nieco ponad 430 stron, więc już taki całkiem grubasek.
Już po pierwszej przeczytanej stronie, pomyślałam, że to chyba będzie całkiem dobra lektura. Miałam takie poczucie, że autorka potrafi pisać, układać zdania. Przyjemny w odbiorze język i styl. Chociaż lubimy dialogi w książkach, to niezmiernie ważne są w nich również opisy, bo tak naprawdę, w większości to jednak one przeważają i myślę, że autorka całkiem dobrze sobie z nimi radzi :) Nie są one męczące, ale też nie myślimy, że słownictwo jest ograniczone, co ostatnio niestety czasem się zdarzało w czytanych przeze mnie książkach.
Mackenzie pracuje jako sprzątaczka w dużej firmie, gdzie pewnego wieczoru przypadkiem, a może zrządzeniem losu? poznaje jej prezesa, Quintena i pomaga mu w namówieniu kserokopiarki do współpracy, a wiadomo, jeśli ktoś jest ponad złośliwością rzeczy martwych, warto go przy sobie zatrzymać ;) W ten sposób Mackenzie awansuje na stanowisko asystentki prezesa!
Sam tytuł książki mówi nam wiele i dobrze wiemy co się wydarzy dalej. Nie jest to zresztą nic nowego, udawana narzeczona, to motyw już nam znany. Czy to jednak oznacza, że nie ma sensu sięgać po książkę? E tam, pomysły są powtarzalne, a jednak warto przebyć tę drogę krok po kroku razem z bohaterami. Towarzyszyć im w intrygach i rodzącym się...uczuciu?
Zarówno Mackenzie jak i Quinten (wiecznie czytałam jego imię jako Quentin, naprawdę, za każdym razem muszę chwilę pomyśleć zanim napiszę poprawnie!) z miejsca zyskali moją sympatię! Mac była ogromnie pozytywną osobą, wychodziła z założenia, że dzień należy witać z uśmiechem, a wtedy on da nam coś dobrego. Mimo, że straciła w życiu tak wiele, począwszy od rodziny, a skończywszy na marzeniach, nie poddała się, wciąż się uśmiechała. To wszystko bardzo imponowało Quintenowi.
Q. nie był dupkiem, jakiego można by się spodziewać po przystojnym milionerze i będąc przyzwyczajonym do takich właśnie bohaterów wielu książek. Nie jest takim w 100% pewnym siebie facetem, przede wszystkim jest...ludzki.
Po propozycji odgrywania narzeczonej Q., Mac miała mętlik w głowie, analizowała to na wszystkie strony, a jej zgoda zdawała się nie być czymś oczywistym.
Pomiędzy tym dwojgiem zaczęło powstawać coś więcej niż udawana miłość, jednak oboje najzwyczajniej w świecie, bali się. Mackenzie zbyt wiele myślała, analizowała, kobiecy umysł potrafi być naprawdę dupkiem! Próbowała uciec od uczuć, przecież to wszystko tylko przekręt. Ale czy oby na pewno to tylko gra? Zaplanowana w każdym szczególe intryga? Nie da się przecież zaplanować uczuć...
Przyznaję, że ogromnie kibicowałam tym naszym bohaterom! Czasem przekładało się to na ekscytację level master! "Zrób to!" "Tak, tak!" innym razem miałam ochotę kopnąć jedno i drugie w łydkę! "Ty głupku!" Grr, jak oni mnie irytowali! Nie da się ukryć, że emocji było sporo! I może czasami było tych opisów troochę za dużo, można by niektóre pominąć, myślę jednak,że jak na debiut, to kawał dobrej książki i zdecydowanie czekam na kontynuację! :)