Matka to życie, to bezpieczne dłonie, to uśmiech na twarzy. Matka jest podstawową częścią życia większości z nas, osobą, u której zawsze znajdziemy wsparcie i zrozumienie. Bez niej życie wydaje się niepełne...
Nie jest jednak nieśmiertelna; co się z nami stanie, gdy ta ważna część po prostu zniknie, odchodząc w mrok Śmierci? Co wtedy się z nami stanie? Czy można egzystować z codziennym bólem braku, pulsującym tuż pod skórą?
Eric- Emmanuel Schmitt był bardzo związany ze swoją matką; Dziennik utraconej miłości jest najbardziej osobistą książką autora, w której to dzieli się z czytelnikiem bólem po stracie najbliższej mu osoby.
Cierpliwość...
Znałem cierpliwość miłości, muszę odkryć cierpliwość smutku.
Wiadomo, że tego autora nie muszę nikomu przedstawiać. Pan Schmitt od wielu lat cieszy oczy swoich czytelników kolejnymi, chwytającymi za serce historiami. Sięgając po jego twórczość wiem, że czekają na mnie fantastyczne chwile, podczas których będę mogła udać się w najtrudniejszą podróż- tę wgłąb siebie.
Czy nie słyszą mojego milczenia, które wyje?
Na starcie muszę powiedzieć, że ja również mam bardzo dobre kontakty z moją mamą, dlatego rozpoczynając tę książkę byłam po części zaciekawiona, jak i odrobinę przerażona. Dlaczego? Bowiem przed sobą miałam historię człowieka, który swoją już utracił. A każdy z nas ma świadomość tego, że nasi rodzice kiedyś odejdą, choć staramy się o tym nie myśleć. Uwierzyć, że będą z nami wiecznie, choć to tylko złudna nadzieja. Wiedziałam, że uczucia autora zawarte w tej pozycji są niejako odbiciem tego, co sama będę czuła za kilkanaście lat. I tego się bałam- tego emocjonalnego uderzenia, stanięcia ze świadomością śmiertelności moich bliskich twarzą w twarz.
Po lekturze powiem Wam tyle- nie da się przy niej nie płakać.
Mam w głowie mnóstwo kłębiących się myśli, trudno mi znaleźć słowa, które wyrażą emocje związane z książką. Jest... po prostu wzruszająca. Napęczniała łzami, tęsknotą, a także poczuciem winy. Pan Schmitt notorycznie przyłapuje się na potrzebie rozmowy z Matką, której już nie ma. Nie chcę wyobrażać sobie, co przeżywał w tym okresie; podziwiam go, że mimo wszystko jakoś parł do przodu. No właśnie, "jakoś". Jej śmierć skłoniła go do refleksji nad wszystkim tym, co go otacza. Może trochę bardziej zwracał uwagę na przemijalność, a strach przed kolejną stratą wypełniał jego żyły.
Jak już wiecie, Matka była najważniejszą częścią jego życia. A gdzie w tym wszystkim Ojciec? Narrator otwarcie przyznaje, że z drugą połówką rodzicielskiego duetu przez większość życia nie miał idealnych stosunków. Zawsze uważał, że cokolwiek zrobi, Ojciec i tak nie będzie zadowolony. To Matka zawsze była dumna z jego sukcesów, nie On. Dopiero po jej utracie autor zaczął dogłębniej analizować swoje relacje z Ojcem. Dopiero wtedy ludzie, którzy dobrze znali Schmitt'a seniora podzielili się z jego synem dumą, jaka rozpierała Ojca.
Dziennik utraconej miłości to emocjonalny rollercoaster, w sam raz dla czytelników lubiących uronić łzę. Bardzo wzruszająca i bardzo prawdziwa historia, którą aż chce się polecać.
Książkę znajdziecie u wydawnictwa Znak :)